Pomiń ten link jeśli nie chcesz trafić na czarną listę!
  • Slider 13
  • Slider 6
  • Slider 9
  • Slider 10
  • Slider 12
Dwumiesięcznik dla młodych ciałem i duchem

Przez śmierć do życia

Piotr M. Lenart   

rm-090-12.jpg
rm-090-12.jpg

16 października św. Maksymilian Kolbe wraz z sześcioma współbraćmi założył Rycerstwo Niepokalanej (MI), po cichu, bez rozgłosu, wieczorem. Zobaczmy, co wniosło w życie kilku rycerskich dusz, które w MI zrealizowały drogę swego powołania.

Początki były trudne. "Po 16 października 1917 r. MI pogrąża się w ciszy - wspomina o. Józef Piotr Pal, jeden z siedmiu współzałożycieli MI. - Przełożeni widzieli w tym akcie osobisty sposób na wzrost czci do Matki Bożej wśród siedmiu kleryków, a nie - jak chciał Maksymilian - wzrost nabożeństwa i ufności do Niepokalanej we wszystkich duszach (...). Jak wielka to była ofiara. Spotkanie z 16 października było pierwszym i ostatnim w tym okresie. Nastał po nim rok próby. Nawet wśród nas, członków MI nie poruszaliśmy tego tematu".

Pierwsze ofiary

1918 był ciężkim rokiem. Trwała wojna, wielu kleryków zostało powołanych na front, szalała epidemia hiszpanki. Dwóch z pierwszych siedmiu członków-współzałożycieli MI złożyło ofiarę ze swego życia, zaraziwszy się hiszpanką. O. Antoni Głowiński zmarł 18 października, br. Antoni Mansi umarł, śpiewając Maryi pieśni, 31 października.

To, co wydawało się być śmiertelnym ciosem dla pogrążonego w uśpieniu Rycerstwa Niepokalanej, stało się początkiem po ludzku niewytłumaczalnego rozwoju. Rok później MI zaczęło rozwijać się w Polsce, zrzeszając w swych szeregach w 1930 r. już prawie pół miliona członków!

Trzecia ofiara

W tym roku, na istniejący dopiero do trzech lat Niepokalanów, przyszła pierwsza poważna próba. W grudniu 1930 r. zmarł o. Alfons Kolbe - rodzony bart Ojca Maksymalna, który w tym czasie starał się utrzymać misję w Japonii. O. Alfons zmarł, mając zaledwie 34 lata. Na wiele spraw, dotyczących MI, "Rycerza" czy Niepokalanowa, miał decydujący wpływ. Wspierał swego świętego Brata, bardzo często sam był prekursorem różnych przedsięwzięć. "Pamiętamy go przede wszystkim jako młodego pełnego rozmachu kapłana, patrzącego śmiało na życie. (...) Może on służyć za przykład, co łaska Boża z ofiarą zupełną samego siebie zdziałać może" - czytamy w artykule zamieszczonym w "Rycerzu Niepokalanej" po jego śmierci.

Czwarta ofiara

Za podobny przykład i wzór rycerza Niepokalanej może posłużyć także bł. Antonin Bajewski. Pozostawił po sobie trwałe świadectwo wary i gotowości na męczeństwo. Gdy studiował na Uniwersytecie Wileńskim, jego rodzice odradzali mu wstąpienie do zakonu. Raz jego ojciec mu powiedział: "Jeśli będziesz zakonnikiem, to wyślą cię do dzikich ludzi i tam cię śmierć spotka". Na co syn odpowiedział: "I tego właśnie pragnę". W 1935 r. matka bł. Antonina wystawiała go na próbę. Przed święceniami przybyła z dużą wygraną na loterii i, dając mu pieniądze, zachęcała do życia bez trosk w świecie. Odmówił. Zamiast do "dzikich ludzi", trafił do obozu koncentracyjnego. W Niedzielę Palmową, 6 kwietnia 1941 r., przed wyjazdem do obozu, esesmani, widząc koronkę i krzyż przy jego habicie, kazali mu deptać krzyż. On klęknął i był gotowy umrzeć. Własnym ciałem bronił krzyża, za co został dotkliwe pobity. Hitlerowcy połamali mu żebra i obili nerki. Nie zważając na to, co się z nim dzieje, cały czas powtarzał słowa: "Z Chrystusem chcę być przybity do krzyża". Nie zważał na swoje cierpienia, współczuł innym i z heroicznym oddaniem służył bardziej potrzebującym.

Współwięzień, ks. Szweda, zeznał, że przed śmiercią prosił go: "Powiedz moim konfratrom w Niepokalanowie, że wierny Chrystusowi i Maryi tu zginałem".

Czwórka z Niepokalanowa

Podobnie po rycersku zachowali się bracia z Niepokalanowa, bł. Tymoteusz Trojanowski i bł. Bonifacy Żukowski.

Śladem Ojca Maksymiliana poszedł - również oddając życie za zbawienie innych - najbliższy współpracownik Świętego, bł. Pius Bartosik. W obozie bł. Pius był zawsze spokojny, nie tracił zarówno ducha modlitwy, jak i nadziei. Nigdy nie narzekał na ciężkie obozowe warunki. Z narażeniem życia chodził na inne bloki, by pocieszać i spowiadać współwięźniów. W obozie dostał przydomek "apostoł cierpienia". Z obozu pisał: "Sądzę, że najważniejsze jest to, by zawsze iść drogą Matki Niepokalanej. Niepokalana jest dobra, Zawsze tęsknię, by ją zobaczyć".

Wierni rycerskim ideałom

W Sachsenhausen jako męczennik zginął także bł. Innocenty Guz, który przez kilka lat był "ojcem duchownym Niepokalanowa". Według zeznań świadków, strażnik zapędził Ojca do łaźni i polewał zimną wodą z hydrantu, po czym wepchnął Ojca do wanny i wcisnął mu tryskający wodą wąż w usta. Przed śmiercią Ojciec wyszeptał do stojącego obok kapłana: "Ja już odchodzę do Niepokalanej, a ty pozostań i rób swoje". Umierał, jak przystało na rycerza Niepokalanej..

Na uwagę zasługuje również postać o. Justyna Nazima, który przebywał w obozie w Dachau. O. Nazim w obozie zorganizował "Żywy Różaniec" wśród kapłanów - i to nie bagatela, bo aż 33 kółka, a za taką modlitwę groziła śmierć. Dla każdej z Róż wypisywał na kartkach intencje, niektóre z nich się zachowały. Przytoczmy kilka z nich, bo wyraźnie widać w nich gotowość ofiary z siebie samego:

"Wynagrodzenie Sercu Jezusa za zbrodnie wojny".

"Abyśmy przez krzyż i ofiarę niewoli wyprosić sobie mogli katolicką Polskę". [...]

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 4(90)2022 | Przez śmierć do życia, s. 12