Czym jest miłość?
Św. Augustyn miłość określa jako vis unitiva et concretiva, czyli jako "siłę jednoczącą, wyrażaną konkretnymi czynami".
Jeżeli spojrzymy na miłość w kategoriach relacji między osobami ludzkimi na różnym poziomie, zawsze będzie to siła, która dąży do pełnego zjednoczenia między nimi - vis unitiva. Jednocześnie ta siła jednocząca wyraża się w konkretnych czynach - vis concretiva.
Natomiast jeżeli spojrzymy na miłość w kategorii cnoty boskiej, to odnajdziemy miłość niejako pomiędzy dwoma pozostałymi cnotami, wiarą i nadzieją. Skoro wiara mówi mi, że Bóg jest, że On jest moim Panem, najwyższym Autorytetem, Początkiem i Kresem wszystkiego, to taka wiara wzbudza moją nadzieję, że nie jestem jak inne stworzenia, dla których śmierć jest kresem istnienia, ale że jestem przeznaczony do życia wiecznego, do pełni życia "przez Chrystusa, w Chrystusie i z Chrystusem".
Zatem mamy dwie cnoty: wiarę i nadzieję, między którymi pojawia się iskra. Skoro Bóg daje mi nadzieję na życie wieczne z Nim - a to znaczy, że jestem chciany i kochany przez Niego - to rodzi się pytanie: czy ja także chcę być z takim Bogiem i czy ten Bóg jest przedmiotem mojej miłości? Właśnie ta iskra, która przeskoczy między biegunami wiary i nadziei, jest miłością.
Bóg mnie kocha
Spójrzmy najpierw na miłość niejako od strony Boga. W czym wyraża się Jego miłość względem człowieka?
Bóg nas stworzył. Ale co znaczy, że jestem stworzony? Co znaczy, że pojawiłem się w pewnym momencie czasoprzestrzeni, czyli w tym konkretnym czasie, pod koniec XX w., w konkretnej miejscowości? Gdzie byłem zanim powstałem? Innymi słowy: gdzie byłem, gdy mnie nie było? Tu dotykamy tej rzeczywistości Boga, który określił Siebie imieniem Jestem.
Kiedy Mojżesz zapytał Boga, co ma powiedzieć synom Izraela, kiedy zapytają o Jego imię, Bóg odpowiedział: "Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was" (por Wj 2,14).
Jak rozumieć to boskie Jestem? To nie tylko ta rzeczywistość, która przekracza nasze zdolności rozumienia, że Bóg jest ponad czasem. Ale to Jestem Boga rozszerza się na całą rzeczywistość bez początku i bez końca. To Jego Jestem przypomina trochę rozgorączkowane dziecko, które w nocy budzi się i woła: Mamo! - i słyszy: Jestem. Tak Bóg zwraca się do każdego z nas.
Początek naszego bycia nie polegał jedynie na połączeniu dwóch komórek, żeńskiej i męskiej. Początek naszego bycia sięga daleko wcześniej. W Księdze Jeremiasza na samym początku znajdujemy słowa, które Bóg kieruje do proroka: "Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię" (Jr 1,5). Jak to możliwe znać kogoś zanim on powstał? Dla Boga jest to możliwe, ponieważ każdy z nas zanim zaistniał w czasie i przestrzeni już był w Jego Boskim umyśle. On już nas wykreował w Sobie. Wiedział, jaki będziemy mieli kolor włosów, jak będziemy wyglądali, jakiego będziemy wzrostu, czy będziemy chłopcem, czy dziewczynką. A potem to już była tylko kwestia czasu i miejsca, aby w najdogodniejszym miejscu i w odpowiednim czasie powołać nas do istnienia, czyli do tego bycia, w jakim funkcjonujemy dzisiaj.
Co to znaczy? To znaczy, że jeśli Ktoś o mnie pomyślał, zanim powstałem, to musiał mnie chcieć, musiał mnie pokochać.
Dlaczego jestem?
Bo Ten, który mnie utworzył, wciąż o mnie myśli. A więc dalej mnie kocha.
Jestem i mnie nie ma
Cały program naszego życia, naszego trwania "tu i teraz", jest zanurzony w tym Bożym JESTEM. Na tym polega nasza wieczność, że przejdziemy od tego, co dzieje się tutaj aktualnie - od tego, co "jest" tu i teraz - do pełni naszego bycia w JESTEM BOGA bez końca.
To doczesne "jest" rozgrywa się na poziomie jednej mikrosekundy (μs), albo i krócej... Kiedy mogę powiedzieć o sobie, że "jestem"? To moje "jestem" jest zawarte gdzieś pomiędzy "byłem" a "będę". A zatem ile trwa moje "jestem"?
"Jestem" = 1 μs, czy "jestem" ≈ 1 μs ? A może "jestem" ≤ 1 μs ?
Moje "jestem" to chwila, której nie uchwycimy nawet w mikrosekundzie. Sekunda już odchodzi do przeszłości. A to, co do niedawna było przyszłością, już staje się teraźniejszością i w ciągu ułamka sekundy odchodzi w przeszłość. Moje "jestem" to ciągłe "już mnie nie ma", to nieustanna przemijalność. Nie ma takiej chwili w moim życiu, który mógłbym uchwycić i powiedzieć, że ona "jest". Nie ma takiej chwili w życiu świata, w życiu materialnym, o której moglibyśmy powiedzieć, że ona "jest".
Dlatego dążymy ku Bogu, który prawdziwie JEST. Dla Boga nie ma czasu. On zawsze jest "teraz", On zawsze jest "aktualny". W takiej perspektywie rozgrywa się nasza wieczność.
To jest dowód wielkiej miłości, że Bóg pomyślał o nas, podtrzymuje nasze życie swoim miłosnym myśleniem i zaprasza nas do wieczności - do tego, byśmy byli tam, gdzie On JEST, czyli byli na zawsze.
Szczególnie umiłowany
Jaka jest miara tej miłości? Czy Bóg kocha mnie bardzo, a może warunkowo, może tylko przez jakiś czas, do pewnych granic? Odpowiedź może być tylko jedna: Bóg kocha mnie: szczególnie.
"Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16).
Dał, czyli wydał. Dał, czyli posłał na misję krzyża. Tę misję krzyża my celebrujemy w każdej Eucharystii. Przyjmując ze stołu Pańskiego Ciało i Krew Chrystusa doświadczamy rzeczy niebywałej; rzeczy, która dokonała się dwa tysiące lat temu, a jej skutki wciąż trwają.
Jak to zrozumieć?
Wyobraźcie sobie, że jedziecie do jakiegoś kurortu. Siedzicie tam trzy tygodnie. Po trzech tygodniach różnych kąpieli, różnych zabiegów, dotleniania, masaży [...].
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 4(90)2022 | Cnota miłości, s. 28