Listopad: Abyśmy pozwolili się prowadzić Niepokalanej w każdej sytuacji, teraz i aż do godziny świętej śmierci naszej.
Grudzień: Aby Adwent i Boże Narodzenie były czasem na pogłębienie relacji z Niepokalaną i Jej Synem.
Listopad i grudzień - to najtrudniejszy okres w roku. Nie ma już zbyt dużo słońca, robi się szaro i brzydko. Naszym zmysłom zaczyna brakować odżywki, by pobudzać się do ciągłej aktywności. Lecz i ten okres trzeba wykorzystać możliwie najbardziej efektywnie od strony duchowej. Jak to zrobić?
Od 1 listopada nasze myśli zwracamy ku wieczności, ku tym, którzy wyprzedzili nas w drodze do "domu Ojca". Niejednemu przychodzi myśl o własnej przyszłości. Gdzie ja pójdę? Co mnie czeka? Jakie będzie moje odejście? Jaka będzie moja śmierć?
Bardzo wiele osób, zwłaszcza młodych, nie myśli o śmierci czy cierpieniu, dopóki nie otrze się o nią namacalnie przez wypadek, chorobę, a czasem śmierć kogoś bliskiego. Nie myślę tu o filmach, wiadomościach, które pokazują nam karykaturę tego momentu lub umieszczają śmierć wśród mnóstwa innych "newsów" czy felietonów o ratowaniu ziemi i dbaniu o kotki, pieski i inne stworzenia. Wszystko to bagatelizuje śmierć lub podsuwa szybkie i pozornie proste rozwiązania.
Dane mi było doświadczyć takich wydarzeń. Brałam udział w wypadku, z którego wszyscy wyszli z niewielkim szwankiem fizycznym, a samochód był do kasacji. Myślę, że każdemu z nas po takim zdarzeniu przemknęłoby przez głowę: "Mogłem nie przeżyć" - i że moja śmierć jest równie realna: "ja też umrę". Co wtedy? Czy jestem w punkcie mojego życia, w którym jestem gotowy pójść na sąd i czy zdaję sobie sprawę, że tam czeka mnie albo niebo albo piekło? W jakim jestem stanie: łaski czy grzechu ciężkiego? Następnego dnia po wypadku, w którym uczestniczyłam, cztery z pięciu osób poszło do spowiedzi.
Kolejne doświadczenie. W wieku 8 lat widziałam ludzi w szpitalu w różnym stadium cierpienia, a nawet odchodzenia. Wówczas nie przychodziło mi na myśl pytanie: "Boże, dlaczego?". Był marzec, kwiecień, potem ostatnie przygotowania do Pierwszej Komunii, a ja, mała dziewczynka, błagałam, by Matka Boża dała mojej mamie zdrowie. Mama wróciła do domu i była ze mną podczas uroczystości komunijnej. Ale nie zawsze tak jest. Nie otrzymujemy łatwych odpowiedzi ani rozwiązań.
Było też towarzyszenie przy agonii schorowanego kapłana. Był mądry, z doktoratem, piastował wiele urzędów, znał pięć języków, zrobił dużo dobrego. Pod koniec życia, z powodu udaru, stracił głos i zdolność komunikowania się z otoczeniem, nie był w stanie wyrazić swoich potrzeb. Osiem lat milczenia i coraz większego cierpienia, odchodzenia, zostawiania wszystkiego. Nie mógł się wyspowiadać. Bardzo często prosił o błogosławieństwo. W trzech ostatnich godzinach agonii miał oczy utkwione w jeden punkt, otwarte, rzadko spoglądał na obecnych. W tym czasie zaczęliśmy odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Serce jeszcze walczyło, pierś próbowała złapać oddech, aż w końcu wydał ostatnie tchnienie i odszedł.
Pozostaje pytanie: Dlaczego musimy przechodzić przez tę trudną bramę śmierci, by wejść do innego świata, by rzucić się w ramiona kochającego Boga?
Jezus mówi: "Ciało na nic się nie przyda... Duch daje życie". Trzeba nam rozwijać ten pierwiastek duchowy, to życie wewnętrzne. Żadne osiągnięcia za nami nie podążą. Liczyć się będzie tylko to, jakimi staliśmy się ludźmi, na ile upodobniliśmy się do Boga czy do Bożego Arcydzieła stworzonego - Niepokalanej, w tym krótkim czasie naszej ziemskiej wędrówki. Życie więc nie może być bezmyślnym zbliżaniem się ku śmierci. Musimy wiedzieć, co jest środkiem (różne aktywności, prace, osiągnięcia), a co jest celem (życie wieczne, przebywanie z Bogiem, z Niepokalaną).
Czy godzina śmierci może być święta? Ona zawsze jest święta, bo przez nią przechodzi Bóg, by nas porwać do siebie. Ani sposób ani zewnętrzne okoliczności nie mają znaczenia. Bóg wie, co jest dla naszego uświęcenia najlepsze.
Módlmy się o dobrą śmierć dla siebie nawzajem i bądźmy zawsze gotowi - w stanie łaski uświęcającej, bo nie znamy dnia ani godziny, kiedy nasz Pan po nas przyjdzie.
Teilhard de Chardin - ten błądzący filozof, mimo wszystko pięknie pisał w listach do różnych osób, zmagających się z odchodzeniem:
"Daj mi zatem, Panie, coś cenniejszego niż łaska, o którą proszą Cię wszyscy Twoi wierni. To nie dość, że umrę w zjednoczeniu z Tobą, przyjąwszy Komunię świętą. Naucz mnie przyjmować śmierć jako Komunię".
"Śmierć oddaje nas całkowicie Bogu, sprawia, że niejako «przechodzimy w Boga»; powinniśmy się jej - na zasadzie wzajemności - oddać z miłością i ufnością, gdy bowiem przychodzi, nie pozostaje nam nic innego, jak dać się całkowicie opanować Bogu i pozwolić Mu kierować nami".
"Jedyną i wspaniałą modlitwą, którą należy odmawiać wtedy, gdy przestajemy dostrzegać drogę przed sobą, są słowa Nauczyciela na krzyżu: In manus tuas commendo spirituum meum («W ręce Twoje powierzam ducha mego»). W ręce, które łamały chleb, tchnęły weń życie, które błogosławiły i pieściły, które zostały przebite..., w ręce łagodne i potężne, które dosięgają jądra duszy, które kształtują i stwarzają; w ręce, przez które przepływa tak wielka miłość, powinno się powierzać swą duszę, zwłaszcza gdy ktoś cierpi lub jest zatrwożony. To wielkie szczęście i wielka zasługa".
Dla rycerzy Niepokalanej wszystko dokonuje się przez Niepokalaną. I to oddanie się Jej ułatwia nam powierzenie się Bogu, niweczy strach, bo już jesteśmy Jej własnością i sprawa naszego przejścia jest w Jej rękach.
Z tej perspektywy możemy rozpatrywać nasze życie jako wielki Adwent i może to być dla nas trwożliwe oczekiwanie "końca świata" na naszym małym wymarzonym skrawku tej ziemi lub radosne oczekiwanie przyjścia naszego Zbawiciela z naszą Niepokalaną Matką w chwili śmierci. Św. Maksymilian śpiewał:
Wkrótce już ujrzę Ją...
Bezmiary mej miłości...
opowiem jedną łzą...
odejdę wkrótce w dal,
do serca Jej się wtulę,
zapomnę ziemskich bóli,
Na wieki ścichnie żal...
W niebie, w niebie, w niebie
wkrótce już ujrzę Ją!
Ale by doświadczyć lub przejść z życia w nowe życie, to trzeba ćwiczyć już tu na ziemi, żyć w łasce tym nowym życiem, przysposabiać się do nieba, kierować swój wzrok ku górze, z pomocą naszej kochanej Niepokalanej.
Jest inny świat, tak wiem, gdzieś tu
Nie za lasami tam, po prostu on jest tu
I czuję płonie światło tuż obok nas
Tak czuję światło płonie...
Przyszedł już czas wielkiego powrotu
Do odczuwania prawd,
widzenia ważnych słów
I czuję płonie światło tuż obok nas
Tak czuję światło płonie...
Antonina Krzysztoń
Czy wierzysz w inny świat, "w żywot wieczny" (Wyznanie wiary)?