Pomiń ten link jeśli nie chcesz trafić na czarną listę!
  • Slider 6
  • Slider 9
  • Slider 10
  • Slider 11
Dwumiesięcznik dla młodych ciałem i duchem

Złota to dusza

Teresa M. Michałek   

rm-087-11.jpg
rm-087-11.jpg

Ceniony przez św. Maksymiliana, który nazywał go "złotą duszą", wybrany do tworzenia japońskiego Niepokalanowa. Nazywany przez niepokalanowian "optymistą" i "bratem uśmiechem" - br. Celestyn Mieczysław Moszyński.

Dom rodzinny

Mieczysław Moszyński urodził się w Kijowie, 10 marca 1909 r., w Środę Popielcową. Dwa lata później jego rodzice przenieśli się do Warszawy. W wieku 8 lat stracił matkę. Wychowaniem dzieci zajął się ojciec. To sprawiło, że młody Mietek wcześnie musiał dorosnąć i pomagać w utrzymaniu domu, jednocześnie uczył się w szkole wieczorowej.

W 1927 r. zachorował na płuca. Trudny okres choroby opisał we wspomnieniach:

"Złożony ciężką chorobą leżałem w szpitalu wolskim... Cisza i spokój szpitalny usposabiają do myślenia, więc i ja wtenczas myślałem... Minione życie stawało mi przed oczyma, ale takie puste i takie oddalone od Boga. Niepokój i zgryzota jak zmora przygniatały serce i skoro tylko próbowałem wzbudzać nadzieję w przyszły dobrobyt lub gdy marzyłem o sławie, natychmiast tłoczyło mi się do głowy to zgryźliwe dla mnie pytanie, czy się opłaci? Życie takie krótkie...".

Powołanie

W tym okresie podjął decyzję o wstąpieniu do klasztoru, ale nie wiedział do jakiego. W Pamiętniku w kwietniu 1928 r. napisał: "Tak bardzo pragnę wstąpić do klasztoru, ale nikt mnie nie chce zrozumieć. Może mi Pan Bóg pozwoli kiedyś urzeczywistnić mój zamiar".

Brat św. Maksymiliana, o. Alfons Kolbe, dwa miesiące później zapisał: "Przybył nowy aspirant Mieczysław Moszyński, podobno z Warszawy. Zapowiada się dobrze. (...) Załatwił on sprawy z Zakonem przez kolegę, gdyż ojciec by nie pozwolił. Tenże kolega obecnie donosi, że ojciec z rozpaczy i życie sobie chce odebrać i zemsty wywierać. Nasz Mieczysław odpisał podobno rzeczowo. Zobaczymy, co będzie. O ile ojciec się uspokoi, może do działu redakcyjnego sobie tego chłopaka wezmę, bo okazuje się inteligentnym i godnym".

To ważna pochwała, zważywszy na fakt, że o. Alfons należał do wymagających. Także w opinii św. Maksymiliana br. Celestyn był zakonnikiem "dobrym, a nawet nieprzeciętnie dobrym". To pewnie z tego powodu, spośród wielu innych, wybrał go, by dołączył do misji w Japonii, gdyż - jak pisał do prowincjała: "Nas tu za mało. Chętnie bym zabrał znowu ze dwóch. Muszą to być bardzo dobrzy zakonnicy, bo tu więcej jak na świeczniku i trudności tyle, że załamać się nie trudno. Może br. Efrem, br. Celestyn Moszyński, Rajmund...".

Natomiast sam br. Celestyn tak pisał o Ojcu Maksymilianie w 1935 r.: "Nie trzeba być zbytnio spostrzegawczym, by zauważyć, że jego nabożeństwo do Niepokalanej jest tak wielkie i ma takie szczególne i jakieś odrębne cechy, że podobnego nie napotyka się nawet w żywotach świętych. Ojciec Maksymilian jest chodzącym dowodem na to, że Niepokalana jest Wszechpośredniczką Łask (...). Często spoglądał na figurkę Niepokalanej i Jej powierzał każdą, nawet najmniejszą sprawę (...). Jego dusza z dnia na dzień stawała się coraz bardziej dojrzalszą do nieba. Jego twarz nieraz wyrażała nadziemską słodycz. I jak upierał się o cierpienie".

Misjonarz

W Japonii, za zgodą prowincjała, 26 maja 1932 r., podobnie jak inni współbracia, złożył czwarty ślub "pójścia gdziekolwiek i w jakiekolwiek warunki dla Niepokalanej". Tym ślubem żył do końca swoich dni. Według św. Maksymiliana był gotowy "raczej umrzeć, niż zdezerterować".

Mimo złego stanu zdrowia trwał na stanowisku misyjnym. Po złożeniu ślubów wieczystych zapisał: "Ojciec Dyrektor [Maksymilian Kolbe] powiedział mi, że odtąd będę jeszcze bardziej Jej, Niepokalanej - i to była najsmaczniejsza potrawa dla mej biednej duszy".

Wielokrotnie podejmowano decyzje o jego powrocie do Polski, gdyż "tamtejszy klimat ujemnie działa na zdrowie". Mimo wielu prób, z różnych powodów br. Celestyn nie powrócił do Ojczyzny. Widocznie "Niepokalana tak chciała" - napisał jego współbrat.

Apostoł chorych

Od lutego 1941 r. br. Celestyn rozpoczął apostolstwo wśród chorych. Zyskał sobie nawet dwa przydomki: "ojciec ubogich" i "adwokat nieszczęśliwych". W marcu 1941 r. napisał:

"U nas dużo się zmieniło, jak w ogóle na świecie wszystko się zmienia. Ja w dalszym ciągu chodzę do chorych. Mam trzy szpitale i około 80 chorych stale odwiedzam. W zeszłym roku ochrzcił się student medyczny, bardzo gorliwa dusza, już jest na wyzdrowieniu. Także dwóch lekarzy i dwóch studentów uczy się zasad wiary. Z konieczności wziąłem się za filozofię, bo z takimi grubymi rybami nie da się tak ogólnikowo, zwłaszcza z lekarzami rozmawiać. W zeszłym roku miałem tylko pięć chrztów, trochę mało, ale dobre i to".

Po roku służby, na 42 chorych, którzy zmarli, piętnastu poprosiło o chrzest. Apostolstwem wśród chorych br. Celestyn zajmował się do swych ostatnich chwil na ziemi.

Adwokat odrzuconych

Od 1942 r. przebywał u księży marianów w Harbinie w Chinach, gdzie próbował podleczyć swoje zdrowie. [...]

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 1(87)2022 | Złota to dusza, s. 11