Kościół zabiera głos w różnych sprawach. Nie może bowiem milczeć, gdy zagrożona jest Ojczyzna, kiedy chodzi o naród...
Kościół nie może milczeć, gdy zagrożona jest rodzina i wskaźniki demograficzne; gdy zagrożona jest moralność, gdy próbuje się niszczyć tożsamość narodową na rzecz beznarodowego internacjonalizmu. A kiedy zdezorientowani ludzie nie wiedzą, jakie opcje wspierać w wyborach - Kościół, choć nie wskazuje, na kogo oddać głos - uczula elektorat, aby popierał takich ludzi, którzy dobro Ojczyzny i dobro człowieka stawiają ponad swoje interesy.
Duchowni przy władzy
Na przestrzeni wieków patriotyzm duchowieństwa wyrażał się nie tylko wspieraniem walk narodowo-wyzwoleńczych czy też uczestniczeniem w nich, bo niektórzy wybitni polscy duszpasterze - z racji swoich godności pozostający w bliskich związkach z ówczesnymi władcami - włączali się także do zarządzania krajem. Służyli radą panującym i wskazywali właściwy, najlepszy kierunek polityki państwowej. Do takich należał bp Zbigniew Oleśnicki (1389-1455), który "był wyrazicielem polskiego interesu narodowego i tradycji oraz wiernym kontynuatorem polityki piastowskiej, a jego zwycięstwa i klęski były zarazem zwycięstwami i klęskami Polski" (Jędrzej Giertych). "Za czasów króla Zygmunta Starego, arcybiskup gnieźnieński Jan Łaski był Kanclerzem Wielkim Koronnym. Jako piastujący ten urząd, wykazywał wielkie poczucie odpowiedzialności za Ojczyznę, co podyktowało mu konieczność kodyfikacji prawa państwowego (Statut Łaskiego, 1506). Przyjmując rady abp. Łaskiego i bp. Tomickiego - król starał się wprowadzić ład w wewnętrzne sprawy państwa, zwłaszcza w dziedzinach skarbowości, a także wojskowości. Popierając dążenia króla, biskupi oraz duchowieństwo nie odmawiali mu dobrowolnych ofiar (subsidium charitativum) na obronę Rzeczpospolitej" (Marian Banaszak). Bo w obliczu wielkich zagrożeń, w obliczu słusznej sprawy, Kościół przez wieki wspierał Ojczyznę finansowo z własnych zasobów.
Także prymas Andrzej Olszowski włączał się do spraw politycznych, bo już jako sekretarz królewski na dworze króla Jana Kazimierza w czasie potopu szwedzkiego sprawował misje dyplomatyczne we Frankfurcie i w Wiedniu. Po pewnym czasie otrzymał urząd podkanclerza koronnego. Gdy Jan Kazimierz abdykował, Olszowski przyczynił się elekcji Michała Korybuta Wiśniowieckiego, a w okresie krótkich rządów tego monarchy - kierował polityką zagraniczną kraju. W sprawach wewnętrznych Rzeczypospolitej opowiadał się za reformą sposobu sejmowania. W polityce zagranicznej występował przeciw elektorowi brandenburskiemu. Był także zwolennikiem przekonania Rosji do wspólnej walki z Turcją.
Piotr Skarga - jezuita, żył w XVI w., jako nadworny kaznodzieja króla Zygmunta III Wazy napisał osiem kazań sejmowych, w których - choć nigdy nie zostały wygłoszone - otwarcie wytknął całe zło zagrażające Rzeczypospolitej. Wskazywał w nich na konieczność silnej władzy królewskiej, a w postulatach dotyczących konieczności reformy państwa, optował za ograniczeniem roli sejmu na rzecz senatu. Przede wszystkim krytykował niesprawiedliwe prawa, egoizm i prywatę, która dominowała nad ustawami sejmowymi; anarchię, jaką w sejmie generowała szlachta, oraz bezkarność za zabójstwa i uciskanie chłopów.
Lecz najsurowiej się rozprawiał z postawami i działaniami prowadzącymi do niechybnego upadku Ojczyzny: "Ustawicznie się mury Rzeczpospolitej waszej rysują - pisał - a wy mówicie: Nic, nic, nierządem stoi Polska. Lecz gdy się nie podziejecie - napominał - upadnie i was potłucze... I ta niezgoda wasza - ubolewał - przywiedzie na was niewolę, w której wolności wasze utoną i w śmiech obrócą się... Język swój i Naród swój pogubicie i ostatki tego Narodu, tak stałego i szeroko po świecie rozkwitnionego potracicie i w obcy się naród, który was nienawidzi, obrócicie, jako się inszym przydało... Będziecie wygnańcy, wszędzie nędzni, wzgardzeni, ubodzy włóczęgowie, które popychać nogami tam, gdzie was pierwej ważono...".
Gdy po niecałych dwustu latach od wydania Kazań sejmowych Polska zniknęła z mapy Europy, o Piotrze Skardze zaczęto mówić jak o proroku, który to przewidział...
Natomiast inny jezuita, Maciej Sarbiewski, popierając zamiary króla, w swoim kazaniu sejmowym, pobudzał posłów do obrony praw polskich na Bałtyku.
Kiedy doszedł do władzy - konkurujący o tron polski z Augustem III Sasem - Stanisław Leszczyński, stronnictwa popierające króla wiązały z jego osobą ambitne plany naprawy Rzeczypospolitej. Wtedy ks. Stanisław Konarski podczas obrad sejmowych zaatakował liberum veto. Z powodu nadużywania tego przywileju przez szlachtę Polska staczała się w nicość, a przyszli zaborcy dokładali wielu starań, aby panował w niej chaos i nierządność. Duchowni, oceniając posunięcia polityczne z pewnego dystansu, często lepiej od rządzących widzieli przyczyny klęsk narodowych.
"Wtrącanie się" - to powinność odpowiedzialności
Obecnie duchowni nie angażują się czynnie w politykę, nie startują w wyborach, nie zasiadają w sejmie czy senacie i nie doradzają prezydentowi. Dlatego zarzut wtrącania się Kościoła w sferę polityki jest absurdalny, nieuprawniony - chyba że ktoś uważa Jasnogórskie Śluby Narodu, Pokutę Narodową, Różaniec do Granic, modlitewne postawienie Polski pod Krzyż Chrystusowy, Jerycha Różańcowe i Krucjatę Różańcową za Ojczyznę, czy codzienny Różaniec w intencji Ojczyzny, do którego włączają się miliony słuchaczy katolickich rozgłośni - za sprawę polityczną. Chyba że ktoś uznanie Chrystusa Króla przez naród polski i zawierzenie Mu wszystkich Polaków na całym świecie albo oddanie Polski Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi, a zwłaszcza ustanowienie Matki Bożej Królową Polski - nazywa polityką. Chyba że ktoś przedstawiane w codziennych wiadomościach Radia Maryja czy Telewizji Trwam żywotne sprawy naszej Ojczyzny, rozmowy na ich temat z niektórymi politykami oraz dopuszczanie do głosu przeciętnych rodaków - nazwie polityką, to rzeczywiście trzeba uznać, że Kościół "wtrąca się".
Lecz - ku rozpaczy wrogów Kościoła - tutaj nic się nie zmieni [...].
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 4(96)2023 | Kościół i jego rany... (4), s. 22