Panie naucz nas się modlić...
Ewangelie przekazały bardzo żywe opisy Jezusa jako człowieka modlitwy. Pomimo bezzwłoczności swojej misji i naglącej potrzeby tak wielu ludzi, którzy Go o coś proszą, Jezus odczuwa potrzebę odsunięcia się w samotność i modlitwy. Ewangelia Marka mówi nam, że Jego pierwszy dzień w Kafarnaum zakończył się triumfalnie. Po zachodzie słońca tam, gdzie był Jezus, przychodziły rzesze chorych. Mesjasz głosił i uzdrawiał. Wypełniały się starodawne proroctwa i oczekiwania ludzi cierpiących. Jezus jest Bogiem bliskim, Bogiem, który wyzwala. Ale ten tłum jest jeszcze mały w porównaniu z wieloma innymi rzeszami, które zgromadzą się wokół Proroka z Nazaretu. Niekiedy chodziło o zgromadzenia jak ocean, a Jezus jest w centrum wszystkiego, oczekiwany przez ludzi, spełniając nadzieje Izraela.
Jednak On uwolnił się z więzów. Nie stał się zakładnikiem oczekiwań tych, którzy już Go wybrali na przywódcę. Zagrożeniem dla przywódców jest zbytnie przywiązanie się do ludzi i brak dystansu. Jezus zdawał sobie z tego sprawę i nie stał się zakładnikiem ludu. Począwszy od pierwszej nocy w Kafarnaum okazuje się być niezwykłym Mesjaszem. Gdy nadchodził świt, uczniowie zaczęli Go szukać, ale nie mogli Go znaleźć. Gdzie był? Piotr znalazł Go w miejscu odosobnionym, całkowicie pochłoniętego modlitwą.
Jezus wyjaśnia uczniom, że musi pójść gdzie indziej; że to nie ludzie mają Go szukać, ale to On przede wszystkim szuka innych. Dlatego nie może zapuszczać korzeni, ale zawsze musi być nieustannym pielgrzymem na drogach Galilei, a także ku Ojcu, to znaczy modlić się do Niego, idąc drogą modlitwy.
Na niektórych kartach Pisma Świętego wydaje się, że wszystkim rządzi przede wszystkim modlitwa Jezusa, Jego bliska relacja z Ojcem. Dotyczy to zwłaszcza nocy w Getsemani. Ostatni etap drogi Jezusa zdaje się znajdować swój sens w nieustannym słuchaniu Ojca przez Jezusa. Jest to modlitwa niełatwa, agonia.
Jezus modlił się, uczestnicząc w liturgii swego narodu, ale szukał również miejsc sprzyjających refleksji, oddalonych od zawirowań świata, miejsc, które pozwoliłyby zstąpić do tajemnic Jego duszy: jest prorokiem, który zna kamienie pustyni i wstępuje wysoko na góry. Ostatnie słowa Jezusa, zanim wyda ostatnie tchnienie na krzyżu, to słowa psalmów, modlitwy, których nauczyła Go Matka.
Jezus modlił się tak, jak każdy człowiek. Jednak w Jego sposobie modlitwy zawarta była również pewna tajemnica, coś, co na pewno nie umknęło spojrzeniu Jego uczniów, skoro znajdujemy w Ewangeliach to błaganie tak proste i bezpośrednie: "Panie, naucz nas się modlić". Widzieli jak Jezus się modlił i chcieli się nauczyć, jak to się robi. Jezus nie odmawia, nie jest zazdrosny o swoją bliskość z Ojcem, przyszedł właśnie po to, aby wprowadzić nas w tę relację. I tak staje się nauczycielem modlitwy dla uczniów i dla nas wszystkich.
Zawsze musimy się uczyć modlitwy. Modlitwa człowieka, ta tęsknota, która rodzi się tak naturalnie w jego duszy, jest prawdopodobnie jedną z najbardziej nieprzeniknionych tajemnic wszechświata. I nawet nie wiemy, czy modlitwy, które kierujemy do Boga, są tymi, które chce On usłyszeć. Biblia daje nam także świadectwo modlitw nieodpowiednich, które ostatecznie zostają odrzucone przez Boga: wystarczy przypomnieć przypowieść o faryzeuszu i celniku. Tylko ten ostatni wraca do domu usprawiedliwiony. Pierwszym krokiem do modlitwy jest pokora. Udanie się do Ojca, do Matki Bożej i powiedzenie: "Spójrz na mnie: jestem grzesznikiem, jestem słaby, niedobry". Każdy wie, co powiedzieć. Ale zawsze zaczynamy od pokory - a Pan słucha. Pokorna modlitwa jest wysłuchana.
Rzeczą najpiękniejszą i najsłuszniejszą, jaką wszyscy powinniśmy uczynić, jest powtórzenie prośby uczniów: "Nauczycielu, naucz nas się modlić". Warto powtórzyć te słowa w okresie Adwentu: "Panie, naucz mnie się modlić". Wszyscy możemy pójść nieco bardziej do przodu i lepiej się modlić. Trzeba o to jednak prosić Pana. Uczyńmy to w obecnym okresie Adwentu. Z pewnością nie pozwoli On, aby nasze błaganie trafiło w próżnię.
Audiencja generalna, 5 grudnia 2018 r.