Podsumujmy, co znaczy żyć wiarą, żyć nadzieją i żyć miłością...
Pamiętamy, że życie jest darem Boga, darem, z którego będziemy rozliczeni. Życie (gr. bios) w sensie wegetatywnym, czyli traktowane na poziomie fizjologii: Bios to bicie serca, bios to oddychanie, bios to spożywanie pokarmów. W tym wymiarze niczym nie różnimy się od zwierząt.
Od zwierząt odróżnia nas cor - wymiar duchowy. Kiedy zapomnimy, że jesteśmy istotami cielesno-duchowymi, wtedy sprowadzamy siebie do poziomu konia, krowy czy innego stworzenia.
Chrześcijan wyróżnia jeszcze wymiar sakramentalny - niezatarte znamię Jezusa Chrystusa, wyryte w duszy przez sakramenty chrztu, bierzmowania, kapłaństwa.
Co znaczy "żyć wiarą"?
Znaczy: żyć w Chrystusie, czyli postawić Chrystusa w centrum swojego życia, nieustannie Go poznawać, aby Chrystus był nieustannie interioryzowany.
Co to jest interioryzacja? Często postrzegamy Chrystusa jako "Tego, tam...", a Jego nauka, Jego przykazania, Jego słowo - wszystko jest tam, gdzieś daleko..., poza mną. Zinterioryzować w sobie Chrystusa to przyjąć Go jako "Tego, tu...", który jest blisko, jest w moim sercu. Utożsamiam się z Jego nauką, a Jego poznanie sprawia, że "już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2,20) - na wzór św. Pawła Apostoła. Bo "kto mówi: «Znam Chrystusa», a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą" (1 J 2,4).
Często patrzymy na przykazania jako na pewną strukturę liniową: wyliczamy je po kolei - i co z tego wynika? Nic. Inni układają przykazania w formie "komina", czyli od uznanych za najważniejsze, do tych uznanych właściwie za nieważne.
Tymczasem przykazania tak naprawdę mają strukturę kołową. Dekalog tworzy pewien obszar, a właściwie nieskończoną przestrzeń, w której w samym centrum jest Bóg - Bóg Ojciec, Bóg Syn, Bóg Duch Święty - Bóg objawiający się jako Miłość.
Jeśli ktoś uważa, że doskonałość polega na zachowywaniu przykazań Dekalogu, to znaczy, że jeszcze nie zrozumiał chrześcijaństwa. Zachowywanie przykazań nie jest celem, ale to jest dopiero początek drogi...
Dlatego św. Teresa z Avila - hiszpańska mistyczka, w Twierdzy wewnętrznej, mówiąc o siedmiu komnatach, przez które trzeba przejść, by osiągnąć doskonałość, w pierwszej umieściła zachowywanie przykazań. To jest warunek rozpoczęcia drogi.
Stąd żyć wiarą to po pierwsze oznacza zachowywanie przykazań Dekalogu. One wyznaczają przestrzeń wiary, początek drogi, wiodącej do celu - przez miłość - do życia w Bogu.
Dlatego św. Maksymilian Kolbe w swoim Regulaminie życia zanotował: "Z góry wyklucz grzech śmiertelny lub dobrowolny powszedni".
Zatem przestrzeganie przykazań wymaga czujności, wpatrywania się w Jezusa Chrystusa, stosowania się do tego, co zapisał św. Jan od Krzyża w Stopniach doskonałości: "Nie czynić ani nie mówić nic ważnego, czego by nie uczynił lub nie powiedział Chrystus, gdyby się znalazł w mojej sytuacji i gdyby posiadał wiek i zdrowie, które ja posiadam".
To jest dopiero początek drogi, na której człowiek zaczyna uczyć się życia wiarą, aby dojść do doskonałości, do której wszystkich zaprasza sam Bóg: "Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty" (Kpł 19,2).
Teraz zaczyna się bieg ku wyznaczonej mecie - jak pisał św. Paweł (por. Flp 3,14) - ku Chrystusowi, przez Chrystusa i w Chrystusie, za przykładem świętych, naśladując Maryję w tym życiu wiarą. Na tym polega postawienie w centrum swojego życia Jezusa Chrystusa - o czym przypomniał kard. Józef Ratzinger - aby cokolwiek się czyni, czynić ze względu na Chrystusa (por. Kol 3,23).
Czy podlewacie kwiaty, czy wbijacie gwóźdź w ścianę, czy śpiewacie, czy robicie jakiekolwiek inne rzeczy, róbcie to nie dla ucha ludzkiego, nie dla nagrody, nie dla prestiżu, ale dla Jezusa Chrystusa, "świadomi, że od Pana otrzymacie dziedzictwo wiekuiste jako zapłatę" (Kol 3,24).
To jest życie wiarą.
Co znaczy "żyć nadzieją"?
Prawdziwy żaglowiec na najwyższym maszcie, na tzw. topie, ma coś w rodzaju kosza, tzw. bocianie gniazdo. W nim siedzi marynarz, który wypatruje lądu, a gdy go ujrzy, woła: "Kapitanie, ziemia na horyzoncie!".
W kontekście religijnym takim żaglowcem, ogromnym okrętem, jest Kościół, do którego zostaliśmy włączeni przez chrzest. W Kościele kapitanem tego okrętu jest Jezus Chrystus. Pierwszym oficerem jest papież. Wiatr, który dmucha w żagle, to Duch Święty. Jego załogę stanowią kapłani i biskupi, a pasażerami są wierni.
Potrzebujemy takiego "majtka", który siedzi w "gnieździe bocianim" i woła: "niebo na horyzoncie". Potrzebujemy przewodnika - spowiednika, kierownika duchowego, który powie: "Niebo na horyzoncie - tam jest twój cel, tam jest twoja ojczyzna".
Życie można porównać do człowieka, który przedziera się przez las, w którym napotyka pokrzywy, osty, gałęzie bijące po twarzy, ubranie poszarpane. Czasami zostaje poraniony, pogryziony przez różne insekty, pokąsany przez żmije. Dlaczego idzie dalej? Dlaczego przedziera się przez las? Bo widzi, że las się kończy. Widzi, że za lasem jest piękna łąka pełna kwiatów, przez środek której przepływa spokojny strumień z chłodną wodą. A na łące czeka na niego Miłość.
Współczesnemu człowiekowi brakuje duchowej perspektywy, aby okiem wiary widzieć niebo, czyli cel swojej wędrówki, głęboki sens swego życia. Żyje pochłonięty doczesną, materialną perspektywą. Zamartwia się o to, co ma jeść i pić, w co się ma przyodziewać (por. Mt 6,25), jak więcej zarobić... Żyje w perspektywie Internetu, smartfonu, telewizji i innych substytutów szczęścia. Nie potrafi się od tego oderwać i żyje w ciągłym strachu, wszystkim się przejmując: bo ktoś go nie lubi lub ktoś powiedział o nim przykre słowo; albo coś się zepsuło; albo coś mu ukradli, coś zgubił, coś się zniszczyło; boi się choroby, zarazy, wojny....
Ładuje na swoje plecy ciężary nie do uniesienia: brak przebaczenia, ciężar gniewu, zazdrości, zawiści. Bierze na plecy ciężary pychy, nieczystości, gonitwy za przyjemnościami, znaczeniem mierzonym liczbą "lajków" czy polubień.... A potem frustracje, depresje, panika, owczy pęd...
A Jezus Chrystus do każdego człowieka macha, z wielką miłością: "W domu Ojca mego jest mieszkań wiele... Przyjdę i zabiorę was" (J 14,2.3). Takie zaproszenie można zauważyć tylko przez wiarę, która rozbudza nadzieję. Ale człowiek musi pomóc nadziei, czyli odkryć głęboki sens swego życia i przyjąć perspektywę, do której zaprasza go Bóg, że ma być świętym, że "nasza ojczyzna jest w niebie" (Flp 3,20), dokąd - jak mówi św. Paweł - zostaniemy "porwani (...) na obłoki (...) i w ten sposób zawsze będziemy z Panem" (1 Tes, 4,17).
Św. Jan od Krzyża porównuje drogę do nieba do wchodzenia na górę. W góry się bierze się tylko to, co niezbędne. Podobnie w drodze do nieba mamy naśladować ewangeliczną Marię, która wybrała tylko jedno: usiadła u stóp Jezusa. I Jezus do niej powiedział: "Obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona" (Łk 10,42).
Jeśli przestanę się zajmować tylko i wyłącznie swoim życiem, swoim światem, który kiedyś się skończy, a zacznę żyć tą perspektywą nieba, które Jezus Chrystus mi przygotował, nie będę pozbawiony tej cząstki. Zatem oświadczam wam: niebo na horyzoncie. Idźcie w tamtą stronę.
Co znaczy "żyć miłością"?
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus w poemacie Żyć miłością wyjaśnia, że żyć miłością, tą Bożą, nadprzyrodzoną miłością, to po pierwsze żyć słowem Jezusa. Ten tylko żyje słowem Jezusa, kto je poznaje, zgłębia, karmi się nim, je przyjmuje. Co więcej, oznacza to również żyć samym Jezusem, żyć Jego sprawami. Św. Teresa nazywa to "żyć życiem Jezusa".
Żyć życiem drugiej osoby, to znaczy myśleć o niej, troszczyć się o nią, pamiętać o niej, tęsknić za nią, kiedy jej nie ma. Żyć życiem Chrystusa to dodatkowo nieustannie zabiegać, by być w przyjaźni z Chrystusem, czyli aby ani na chwilę żadna rozłąka, czyli grzech, nie oddzieliła nas od Niego.
Dalej Teresa mówi, że miłość przede wszystkim pozbawia człowieka lęku. Jeśli kocham Chrystusa, a Chrystus kocha mnie, czego mam się lękać? Choroby, cierpienia, śmierci? Śmierć jest mi zyskiem. "Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk" - pisze św. Paweł (Flp 1,21), bo po śmierci zobaczę Jezusa.
Dużo lęków wynika z tego, że jesteśmy ludźmi tego świata, a nie ludźmi Chrystusa (christianoi) i nie żyjemy słowami, w których powiedział wyraźnie: "Nie troszczcie się zbytnio (...) o to, co macie jeść i pić, (...) czym się macie przyodziać (...). Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie (Mt 6,25.32).
Mała Teresa mówi, że miłość pozbawia człowieka lęku wynikającego z grzechów popełnionych w przeszłości. Ma pełną świadomość swoich słabości, a jednocześnie głębokie zaufanie do Chrystusa, który wszystkie jej słabości może w jednym momencie spalić w ogniu swej miłości. Dlatego nie lęka się tego, co było, ale zostawia to Bożemu miłosierdziu.
Jeżeli ciągle rozpamiętujemy grzechy, niosąc worek starych win, to trzeba zrzucić ten worek przed oblicze Bożego miłosierdzia i pozwolić, by Bóg spalił go w ogniu swojej miłości, byśmy wolni od lęku mogli iść do przodu. Chrystus jest mocniejszy od grzechu.
W poemacie Mała Teresa mówi, że żyć miłością, to [...].
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 6(92)2022 | Boskie podsumowanie, s. 26