Kiedy chce się podkreślić, że elementy składające się na rzeczywistość są ściśle ze sobą powiązane i tworzą jedną całość, często używa się obrazu ciała. Począwszy od apostoła Pawła, wyrażenie to było stosowane do Kościoła i zostało uznane za jego najgłębszą i najpiękniejszą cechę szczególną. Chcemy zatem zadać sobie pytanie: w jakim sensie Kościół tworzy ciało? I dlaczego jest definiowany jako «ciało Chrystusa»?
W Księdze Ezechiela jest opisana wizja dość szczególna, która może jednak napełnić ufnością i nadzieją nasze serca. Bóg pokazuje prorokowi pole usłane kośćmi, oddzielonymi od siebie i wyschłymi. Był to bardzo przygnębiający widok... Wyobraźcie sobie dolinę całkowicie wypełnioną kośćmi. Bóg poleca mu wówczas, by nad nimi wzywał Ducha. A wtedy kości zaczynają się poruszać, zbliżają się do siebie i łączą się, wyrastają na nich najpierw ścięgna, a potem mięśnie i w ten sposób tworzy się ciało, kompletne i pełne życia. To właśnie jest Kościół. On jest arcydziełem Ducha, który napełnia każdego nowym życiem Zmartwychwstałego i stawia nas jednych obok drugich, aby jedni służyli i pomagali drugim, czyniąc w ten sposób z nas wszystkich jedno ciało, budowane we wspólnocie i w miłości.
Kościół nie jest tylko ciałem budowanym w Duchu: Kościół jest ciałem Chrystusa. I nie jest to po prostu sposób wyrażania się: jesteśmy nim naprawdę! To wielki dar, który otrzymujemy w dniu naszego chrztu. W sakramencie chrztu stajemy się Chrystusowi, przez to, że On przyjmuje nas w sercu tajemnicy krzyża, najwznioślejszej tajemnicy Jego miłości do nas, byśmy potem zmartwychwstali razem z Nim jako nowe stworzenia. Tak oto rodzi się Kościół i tak Kościół uznaje się za ciało Chrystusa. Chrzest stanowi odrodzenie, które odnawia nas w Chrystusie, sprawia, że stajemy się Jego częścią, i łączy nas wszystkich ściśle jako członki jednego ciała, którego On jest głową.
Tym, co powstaje, jest głęboka komunia miłości. W tym sensie oświecające są słowa Pawła, który napominając mężów, by «miłowali swoje żony, tak jak własne ciało», stwierdza: «tak jak Chrystus Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała». (...) Jesteśmy ciałem Chrystusa, tym ciałem, którego nikt i nic nie może już od Niego oderwać, i które On obejmuje całą swoją pasją i całą swoją miłością, właśnie jak oblubieniec swoją oblubienicę. Myśl ta winna jednak wzbudzać w nas pragnienie, by odpowiedzieć Panu Jezusowi i by dzielić się Jego miłością między sobą.
W czasach Pawła wspólnota w Koryncie napotykała w tej kwestii wiele trudności, doświadczając często, podobnie jak i my, podziału, zawiści, niezrozumienia i marginalizacji. Wszystkie te rzeczy są niedobre, bo zamiast budować i umacniać Kościół jako ciało Chrystusa, rozbijają go na wiele części. Dzieje się tak również w naszych czasach. Pomyślmy, ile obecnie jest podziałów, ile zawiści, ile obmowy, ile niezrozumienia. I co za tym idzie? To nas oddziela od siebie. To jest początek wojny. Wojna nie zaczyna się na polu bitwy: wojny zaczynają się w sercu od niezrozumienia, podziałów, zawiści. Wspólnota w Koryncie była w tym mistrzem. Apostoł Paweł dał Koryntianom kilka konkretnych rad, które są ważne również w odniesieniu do nas: nie należy zazdrościć, lecz trzeba doceniać w naszych wspólnotach dary i zalety braci. Zazdrość dzieli, szkodzi i wypełnia serce. A serce zawistne jest sercem zgorzkniałym, sercem, w którym zamiast krwi jest ocet; to jest serce, które nigdy nie jest szczęśliwe, serce, które rozbija. Co mam zatem robić? Trzeba doceniać w naszych wspólnotach dary i zalety innych. A kiedy czuję zazdrość - bo wszyscy ją odczuwają, wszyscy jesteśmy grzesznikami - powinienem powiedzieć Panu: «Dzięki Ci, Panie, że dałeś to tej osobie». Serce, które potrafi powiedzieć dziękuję, jest sercem dobrym, szlachetnym, zadowolonym. Pytam was: czy my wszyscy potrafimy mówić dziękuję?
Audiencja generalna, 22 października 2014