Jednym z najczęściej komentowanych tematów medialnych na początku 2022 r. była cenzura w Internecie. Nie jest wielkim odkryciem stwierdzenie, że od dłuższego czasu przybiera ona postać ideologiczną. Z jednej strony koncerny mediów społecznościowych wspierają lewicowe inicjatywy, a z drugiej usuwają lub obniżają zasięgi treściom prawicowym, konserwatywnym i katolickim. Wobec potęgi BigTech przeciętny użytkownik wydaje się bezbronny, ale czy na pewno?
Bezpośrednią przyczyną tak dużego zainteresowania tematem cenzury w sieci stało się zbanowanie profilu Konfederacji na Facebooku. Oficjalnym powodem miało być "złamanie regulaminu dotyczącego informacji o COVID-19". Nie jest to jednak pierwsza sytuacja tego typu. Kilka lat temu Facebook usunął konto Marszu Niepodległości za rzekomą "mowę nienawiści". Podobny los spotkał kilku prawicowych polityków i publicystów, a z serwisu zaczęło ginąć coraz więcej konserwatywnych treści. Nie zawsze oznacza to usunięcie danego profilu. Czasami ten proces przejawia się np. poprzez "shadow banning", czyli metodę polegającą na obcinaniu zasięgów danego użytkownika lub innych ograniczeniach.
Do najbardziej "spektakularnych" przejawów cenzury w mediach społecznościowych należy usunięcie kont Donalda Trumpa, najpierw na Twitterze, a następnie na Facebooku i YouTube. Były prezydent USA zapowiedział złożenie pozwów zbiorowych przeciwko powyższym koncernom. To właśnie po tym wydarzeniu wiele osób zdało sobie sprawę, jak wielkim zagrożeniem dla wolności słowa jest działalność serwisów kojarzonych wcześniej z możliwością dzielenia się własną opinią z szerszym gremium odbiorców. Skoro z dnia na dzień można zablokować głowę atomowego supermocarstwa, to tym bardziej nikt nie zawaha się przed banem dla przeciętnego internauty. Od roku były prezydent Stanów Zjednoczonych już na zawsze stracił prawo do posiadania profilu w serwisie i publikowania w nim treści. W konsekwencji uniemożliwia mu to dotarcie z przekazem do wyborców, podczas gdy bez problemu mogą robić to jego oponenci. Dodatkowo może bulwersować fakt, że Twitter nie zdecydował się na podobny krok w przypadku oficjalnego konta talibów, którym pozwolono na swobodne publikowanie swoich treści.
Szczególnie absurdalnym przejawem internetowej cenzury jest uderzenie w modlitwę. W kwietniu ubiegłego roku polska telewizja będąca częścią EWTN (Eternal Word Television Network) poinformowała, że YouTube zablokował transmisję adoracji Najświętszego Sakramentu z Niepokalanowa z powodu "naruszenia zasad" serwisu. Dyrektor stacji ks. Piotr Wiśniowski wyraził "wielki żal" z zaistniałej sytuacji. Kapłan przypomniał, że transmisja z adoracji cieszyła się ogromną popularnością zarówno wśród widzów z Polski, jak i z zagranicy. Decyzję o zablokowaniu transmisji uznał za "nieprzypadkową".
Pierwszym krajem, który postanowił stawić czoła cenzurze w sieci, jest Brazylia. Obowiązujące tam od września prawo zakłada ochronę wolności słowa w Internecie. To efekt dekretu prezydenta Jaira Bolsonaro, w lewicowo-liberalnych kręgach przedstawianego często jako dyktatora i prawicowego populistę. Krytycy są zdania, że dekret ogranicza wolność mediów społecznościowych do decydowania o tym, jakie treści mogą zostać opublikowane w tych serwisach. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy wprowadzonych rozwiązań podkreślają, że to pierwszy przypadek w historii, kiedy władze danego kraju interweniują w ten sposób wobec prywatnych koncernów internetowych.
Podobne rozwiązania są możliwe również w Polsce. 7 stycznia w trakcie konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział przyspieszenie prac nad projektem prze-
pisów o wolności słowa w Internecie.
Prawo chroniące obywatela przed cenzurą w mediach społecznościowych jest bardzo potrzebne, co pokazały ostatnie wydarzenia. Mamy bowiem do czynienia z monopolistami, którzy działają wbrew własnym regulaminom, a od ich decyzji nie ma odwołania. Wolność słowa gwarantuje Konstytucja RP i jeżeli dany obywatel nie łamie polskiego prawa, wszelkie działania cenzorskie są niedopuszczalne.
Decyzje polityków zmierzające do poszerzenia wolności słowa w Internecie są niezwykle istotne. Warto jednak zwrócić uwagę na oddolne, obywatelskie działania w tej sprawie. Polacy zaczęli tworzyć własne, alternatywne serwisy. Nie posiadają wielkich funduszy i nie od razu potrafią zastąpić wielkie koncerny. Zapewniają jednak wolność słowa w granicach prawa. [...]
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 2(88)2022 | Jak walczyć z cenzurą w Internecie, s. 28