Ojciec Kolbe często śpieszył do kaplicy na adorację Najświętszego Sakramentu i innym ją zalecał, nazywając te odwiedziny "audiencją u wielkiego Króla".
"Wiele razy w ciągu dnia - świadczy br. Łukasz Kuźba - nawiedzał Jezusa w tabernakulum. Mówił, że tam jest nasza siła, tam źródło naszego uświęcenia (...). Kiedy patrzyło się nań, jak adorował Najświętszy Sakrament, trudno było oderwać oczy od jego postaci. Widziało się go przy stopniach ołtarza, na klęczkach, bez żadnego oparcia".
"Trzymał ręce pod kapturem, a cała jego postawa wyrażała głęboki szacunek, skupienie i zrozumienie tajemnicy eucharystycznej" - dodaje inny świadek. Był tak pogrążony w modlitwie, cały wpatrzony w tabernakulum, że zdawał się nie widzieć nikogo wokół siebie, i "trzeba było wpierw dotknąć go, by usłyszał, że ktoś ma do niego sprawę". Wtedy bez ociągania się śpieszył tam, gdzie wołało go posłuszeństwo lub miłość bliźniego.
"Gdy pierwszy raz odwiedziłem Niepokalanów, w 1928 r. - wspomina o. Anzelm Kubit - wszedłem najpierw do małej, niskiej, pierwotnej kaplicy. Za chwilę wpada Ojciec Maksymilian, nie widzi, że ktoś ukrywa się w kącie, i z takim żarem, z takim skupieniem odbywa tę adorację, że ten niespotykany widok wprawia mnie w drżenie na całym ciele".
Dopiero w czasie wojny św. Maksymilian mógł zrealizować w Niepokalanowie marzenie swego życia: całodzienną adorację Najświętszego Sakramentu.
"Zaraz po powrocie z niewoli [grudzień 1939] - referuje br. Benedykt Mieczkowski - zaprowadził całodzienną adorację Najświętszego Sakramentu w naszej kaplicy. Dla niego był to najskuteczniejszy środek na ówczesne potrzeby Niepokalanowa i Ojczyzny".