Chrześcijańska miłość uczuciem nie jest. Uczucia są od nas niezależne - same w nas rodzą się i same zanikają. Gdyby miłość była uczuciem, nie byłoby wolno nam jej ślubować - bo przecież ślubować możemy tylko to, co podlega naszej woli.
Kościół katolicki od zawsze kładł silny nacisk na kwestie moralne. W starożytności i średniowieczu nie tylko doktryna wyróżniała chrześcijan, ale również zasady moralne, które czasami jawiły się jako bardzo szlachetne (np. miłość nieprzyjaciół), a czasami jako ekstremalne i przesadzone (taka mogła się wydawać asceza pierwszych mnichów). Te dwie sfery, czyli doktryna i praktyka, zawsze w Kościele były ściśle powiązane, warunkując się wzajemnie. Dzisiaj, niestety, tego połączenia już najczęściej nie dostrzegamy, a stąd rodzą się w nas pytania, dlaczego chrześcijanie mają postępować w ten, a nie inny sposób. Przecież świat się zmienił, średniowiecze przeminęło, dlaczego więc Kościół tak kurczowo trzyma się przeszłości i wkłada na swoich wiernych nadmierne obciążenia?
Na próbę
Jedną ze szczególnych praktyk, które współcześnie padają ofiarą podobnej krytyki, jest czystość. W tej dziedzinie, oprócz zagubienia praktycznego wymiaru doktryny, która za praktyką czystości się kryje, dodatkowym utrudnieniem są nasze czasy - po rewolucji seksualnej, czasy, w których na cielesność i seksualność niestety nauczyliśmy się patrzeć nie tylko na sposób pogański, ale wręcz antychrześcijański.
Nie będziemy tutaj mówić o czystości kapłańskiej czy zakonnej, która jest zupełnie wyjątkową praktyką, niezwykle bogatą i głęboką. Tym tematem zajmiemy się może innym razem. Zajmiemy się czystością ludzi świeckich, a konkretnie czystością przedmałżeńską. I może dobrze będzie nam zacząć nie od samej doktryny katolickiej, ale od współczesnego spojrzenia na kwestie czystości przedmałżeńskiej.
Współcześnie najczęściej można usłyszeć właściwie dwie wątpliwości dotyczące czystości. Młodzi często mówią, że decyzja małżeństwa jest tak ważna, że nie wolno jej podejmować nieroztropnie. Przed ślubem "trzeba się wypróbować". Wydaje się więc, że za zrywaniem czystości kryje się po prostu większa niż w innych czasach dojrzałość. Tymczasem równie dobrze można mniemać, że za pragnieniem "wypróbowania się" kryje się większa niż kiedykolwiek niewiara w sakrament. Albo zupełne niezrozumienie tego, czym jest miłość oraz przedmiotowe traktowanie człowieka. Bo czy można, tak zupełnie szczerze, wypróbować człowieka? Czy można wejść w związek małżeński z człowiekiem dlatego, bo ten człowiek jest użyteczny i nadaje mi się do reszty życia?
Uczucie czy stałość?
Drugi argument odnosi się wprost do miłości. Młodzi mówią: "ale przecież jeśli się kochamy...". I tutaj uderzamy w sedno sprawy, czyli w samo rozumienie miłości.
Miłość to jedno z tych słów, które współcześnie całkowicie zostały zmienione. Kiedy zapyta się ludzi o miłość, to najczęściej kojarzą ją z uczuciem. Tymczasem chrześcijańska miłość uczuciem nie jest. Uczucia są od nas niezależne - same w nas rodzą się i same zanikają. Gdyby miłość była uczuciem, nie byłoby wolno nam jej ślubować - bo przecież ślubować możemy tylko to, co podlega naszej woli. A niech ktoś spróbuje siłą woli wzbudzić w sobie "uczucie miłości" do kogoś... Oczywiście, to, co potocznie nazywamy uczuciem miłości, najczęściej jest po prostu zakochaniem. A zakochanie przemija.
Czasami młodzi są na tyle świadomi, żeby wiedzieć, że miłość jednak nie jest uczuciem. Ale jeśli nie uczuciem, to czym? Przywiązaniem? Przyzwyczajeniem? Tęsknotą? Miłość ma w sobie coś ze wszystkich tych słów. Ale sama w sobie jest czymś innym.
Miara miłości
Chrześcijaństwo jest jedyną religią, która Boga nazywa Miłością. [...]
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 1(75)2020 | Po co nam czystość?, s. 27