Abyśmy w liturgii Kościoła dostrzegali znaki zbawienia i współczesnemu światu dawali świadectwo chrześcijańskiego życia na wzór św. Maksymiliana.
Listopad: Aby przykład świętych i pamięć o zmarłych umocniły w nas nadzieję życia wiecznego.
Grudzień: Aby Boże Narodzenie przeżywane na wzór św. Franciszka z Asyżu przyniosło nam prawdziwą radość, która wypływa z rozważania Tajemnicy Wcielenia.
Te dwa miesiące są dla mnie pełne sprzecznych uczuć i polaryzacji tematów. Z jednej strony rozważamy w listopadzie temat śmierci, rzeczy ostatecznych i wspieramy modlitwą zmarłych, a z drugiej już w grudniu mamy Boże Narodzenie i celebrujemy cud życia.
Św. Maksymilian wskazuje nam w akcie oddania Niepokalanej na słowa: "abyś przyjąć mnie raczyła i uczyniła ze mną (...), z całym mym życiem, śmiercią i wiecznością cokolwiek Ci się podoba". A św. Edyta Stein powie: "Kto należy do Chrystusa, musi przeżyć całe Jego życie". A więc nie tylko mamy Go naśladować w pokorze żłóbka, w świetle nauczania, w blasku przemienienia, ale również w cieniu krzyża, żeby w końcu z Nim zmartwychwstać. Św. Paweł pisze do nas, "abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania". Naszym powołaniem jest cudowna wieczność. Ale nie z nudnymi chmurkami (choć to też jest piękne). Nuda, zniechęcenie, znużenie, cierpienie wraz z śmiercią weszły przez zawiść diabła. W niebie tych rzeczy nie ma. Nam trudno jest wyobrazić sobie szczęście, radość, miłość bez końca, w pełni, w obfitości. Taki stan wymagałby od nas innej "pojemności" psychiczno-duchowej, do której w tej ziemskiej rzeczywistości nie jesteśmy gotowi. Tu, na ziemi, musi się przeplatać radość ze smutkiem. Nawet, jeśli żyjemy cały czas nasyceni przyjemnościami, nagle dopada człowieka niewiadomo skąd smutek. To naturalna kolej rzeczy. Z drugiej strony nasze pokolenie zatraciło umiejętność cieszenia się rzeczami - jest ich po prostu zbyt wiele i zbyt szybko, i zbyt łatwo nam przychodzą. Nie potrafimy o czymś marzyć, oczekiwać - bo już to jest.
Nasz dobry Bóg Ojciec na tej ziemi uczy nas i przygotowuje na nieprzemijające radości. Problem w tym, że wielu z nas zatraciło smak marzeń i oczekiwań na Boże obietnice.
Św. Franciszek przez swoje radykalne ubóstwo był dla sobie współczesnych - i dla nas też być może - jak ożywcze źródło dla znudzonego i zniewolonego materializmem świata. Pokazał, że sztuką jest poprzestać na tym, co konieczne. Nie muszę mieć więcej i więcej, a dla potrzebującego brata czy dla wspólnoty Kościoła, w którym jestem, lub nawet szerzej, mam tylko drobniaki w portfelu albo przysłowiowego "węża w kieszeni" i mówię pokrętnie, że nie noszę gotówki.
Bóg stał się dla nas ubogi, nagi, bezsilny, byśmy się Go - wielkiego, potężnego, pełnego mocy - nie bali.
Takiego Jezusa - Syna Bożego - ukazał w Greccio św. Franciszek swoim współczesnym. Pochylmy się na nowo nad tajemnicą Bożej obecności wśród nas. Nie bierzmy wszystkiego za oczywiste i nam się należące, bo nic nam - grzesznikom - się nie należy poza karą. Zacznijmy Bogu dziękować i przyznawać się pokornie do naszych przewinień i grzechów, by mógł nam wybaczyć i nas do siebie przygarnąć.
I do nas Bóg zdaje się mówić:
Narodziłem się nagi, mówi Bóg, abyś ty potrafił wyrzekać się samego siebie.
Narodziłem się ubogi, abyś ty mógł uznać mnie za jedyne bogactwo.
Narodziłem się w stajni, abyś ty nauczył się uświęcać każde miejsce.
Narodziłem się bezsilny, abyś ty nigdy się mnie nie lękał.
Narodziłem się z miłości, abyś ty nigdy nie zwątpił w Moją miłość.
Narodziłem się w nocy, abyś ty uwierzył, iż mogę rozjaśnić każdą rzeczywistość spowitą ciemnością.
Narodziłem się w ludzkiej postaci, mówi Bóg, abyś ty nigdy nie wstydził się być sobą.
Narodziłem się jako człowiek, abyś ty mógł się stać synem Bożym.
Narodziłem się prześladowany od początku, abyś ty nauczył się przyjmować wszelkie trudności.
Narodziłem się w prostocie, abyś ty nie był wewnętrznie zagmatwany.
Narodziłem się w twoim ludzkim życiu - mówi Bóg - aby wszystkich ludzi zaprowadzić do domu Ojca.
Lambert Noben, Orędzie z Groty Betlejemskiej