Taki jest Kościół, winnica Pańska, płodna matka i troskliwa nauczycielka, który nie boi się zakasać rękawów, aby zalewać ludzkie rany oliwą i winem; który nie patrzy na ludzkość ze szklanego zamku, by osądzać czy klasyfikować osoby.
W duchu kolegialności i synodalności przeżyliśmy naprawdę doświadczenie «synodu», drogi solidarnej, wspólnego pielgrzymowania. (...) A ponieważ była to droga ludzi, oprócz chwil pocieszenia były też chwile przygnębienia, napięć i pokus. Można by wspomnieć o niektórych z nich:
- Pokusa nieprzyjaznej sztywności, to znaczy chęć zamknięcia się w obrębie tego, co napisane (litera), i niepozwalanie zaskakiwać się Bogu, Bogu niespodzianek (duch); w obrębie prawa, w pewności tego, co znamy, a nie tego, czego powinniśmy się jeszcze nauczyć i co osiągnąć. Od czasów Jezusa jest to pokusa osób gorliwych, skrupulatnych, troskliwych i tak zwanych dziś tradycjonalistów, również intelektualistów.
- Pokusa destrukcyjnej pobłażliwości, która w imię złudnego miłosierdzia bandażuje rany, nie opatrując ich wcześniej ani nie lecząc; jest to leczenie objawów, ale nie przyczyn i źródła choroby. Jest to pokusa "ludzi chcących uchodzić za dobrych", lękliwych, a także tak zwanych "zwolenników postępu i liberalizmu".
- Pokusa przemieniania kamieni w chleb, aby przerwać długi, uciążliwy i bolesny post, a także przemieniania chleba w kamień, by rzucić nim w grzeszników, słabych i chorych, to znaczy, aby przekształcić go "w ciężary nie do uniesienia" (Łk 11,46).
- Pokusa zejścia z krzyża, aby zadowolić ludzi, a nie pozostawanie na nim, żeby wypełnić wolę Ojca; nachylenia się do ducha świata, zamiast go oczyścić i nagiąć do Ducha Bożego.
- Pokusa zaniedbywania depositum fidei, uważanie siebie nie za stróżów wiary, ale za właścicieli i panów, lub - z drugiej strony - pokusa ignorowania rzeczywistości, używanie języka pedanteryjnego i gładkich słów, by powiedzieć wiele rzeczy i nic nie powiedzieć! Nazywano to "bizantynizmem" (...).
Pokusy nie powinny nas przerażać ani bulwersować, a tym bardziej zniechęcać, bo żaden uczeń nie jest większy od swego mistrza; jeśli więc Jezus był kuszony - a wręcz nazwany Belzebubem (por. Mt 12,24) - to Jego uczniowie nie powinni spodziewać się lepszego traktowania.
Osobiście byłbym bardzo zaniepokojony i zasmucony, gdyby nie było tych pokus i tych ożywionych dyskusji; tego poruszenia duchów, jak to nazwał św. Ignacy [Loyola], gdyby wszyscy byli zgodni albo milczeli w fałszywym, apatycznym pokoju. Widziałem natomiast i słyszałem - odczuwając radość i wdzięczność - przemówienia i wystąpienia pełne wiary, gorliwości duszpasterskiej i doktrynalnej, mądrości, szczerości, męstwa i parenezy. I odczułem, że na względzie miano dobro Kościoła, rodzin oraz suprema lex - salus animarum (por. kan. 1752). Działo się to zawsze (...) bez podważania fundamentalnych prawd sakramentu małżeństwa: nierozerwalności, jedności, wierności i prokreacyjności, czyli otwartości na życie.
Taki jest Kościół, winnica Pańska, płodna matka i troskliwa nauczycielka, który nie boi się zakasać rękawów, aby zalewać ludzkie rany oliwą i winem (por. Łk 10,25-37); który nie patrzy na ludzkość ze szklanego zamku, by osądzać czy klasyfikować osoby. Jest to Kościół jeden, święty, powszechny, apostolski i składający się z grzeszników, potrzebujących Bożego miłosierdzia. Taki jest Kościół, prawdziwa oblubienica Chrystusa, usiłująca być wierną swemu Oblubieńcowi i Jego nauczaniu. Jest to Kościół, który nie boi się jeść i pić z nierządnicami i celnikami (por. Łk 15). Kościół, który ma drzwi otwarte na oścież, by przyjmować potrzebujących, skruszonych, a nie tylko sprawiedliwych lub tych, którzy myślą, że są doskonali. Kościół, który nie wstydzi się upadłego brata i nie udaje, że go nie widzi, a wręcz czuje, że powinien, że niemal jest zobowiązany go podnieść i zachęcać, by na nowo podjął drogę, i prowadzi go na ostateczne spotkanie ze swoim Oblubieńcem w niebieskim Jeruzalem.
Taki jest Kościół, nasza matka! A kiedy Kościół przy różnorodności swoich charyzmatów wyraża się w jedności, nie może się mylić: to jest piękno i siła sensus fidei - tego nadprzyrodzonego zmysłu wiary, który jest dany przez Ducha Świętego, abyśmy razem mogli wszyscy wejść w istotę Ewangelii i nauczyć się naśladować Jezusa w naszym życiu. Nie powinno to być postrzegane jako przyczyna zamętu i trudności.
Wielu komentatorom lub wypowiadającym się osobom wydawało się, że widzi Kościół sprzeczający się, gdzie jedna strona jest przeciwko drugiej, powątpiewając nawet w Ducha Świętego, prawdziwego promotora i gwaranta jedności i harmonii w Kościele. Tego Ducha Świętego, który na przestrzeni dziejów zawsze prowadził łódź, za pośrednictwem swoich kapłanów, nawet wtedy, gdy morze było wrogie i wzburzone, a słudzy niewierni i grzeszni (...).
Zadaniem papieża jest zapewnianie jedności Kościoła; przypominanie pasterzom, że ich pierwszym obowiązkiem jest karmienie owiec, karmienie owczarni, którą powierzył im Pan, i staranie się, by gościnnie, po ojcowsku, miłosiernie, bez fałszywych lęków przyjmować zagubione owce (...) - przyjmować, ale trzeba wyjść i ich szukać.
Zadaniem [papieża] jest przypominanie wszystkim, że władza w Kościele jest służbą (por. Mk 9,33-35), jak to dobrze wyjaśnił papież Benedykt XVI: "Zgodnie ze swym powołaniem, Kościół stara się sprawować ten typ władzy, który jest posługą, nie we własnym imieniu, ale w imię Jezusa Chrystusa... Chrystus pasie bowiem swoją trzodę poprzez pasterzy Kościoła: to On ją prowadzi, chroni, upomina, bo ją głęboko kocha. Pan Jezus, Najwyższy Pasterz naszych dusz, chciał jednak, żeby kolegium apostolskie, a dziś biskupi, w jedności z Następcą św. Piotra, i kapłani - ich najcenniejsi współpracownicy, uczestniczyli w tej Jego misji, otaczając opieką lud Boży, będąc wychowawcami w wierze, dając wskazówki, bodźce i wspierając wspólnotę chrześcijańską bądź (...) troszcząc się, by każdy z wiernych został w Duchu Świętym doprowadzony do rozwoju własnego powołania według zasad Ewangelii, do szczerej i czynnej miłości oraz wolności, ku której wyswobodził nas Chrystus" (Presbyterorum ordinis, 6). "Poprzez [pasterzy] Pan dociera do dusz, poucza je, strzeże i je prowadzi. Św. Augustyn w swoim Komentarzu do Ewangelii św. Jana mówi: «Pasienie owiec Pana ma być dowodem miłości»; najwyższą normą postępowania sług Bożych jest bezwarunkowa miłość, taka jak miłość Dobrego Pasterza, pełna radości, otwarta na wszystkich, wrażliwa na bliskich i troszcząca się o tych, którzy są daleko; z delikatnością podchodząca do najsłabszych, małych, prostych, grzeszników, by wyrazić nieskończone Boże miłosierdzie pocieszającymi słowami nadziei" (Benedykt XVI, audiencja generalna, 26 maja 2010 r.).
Tak więc Kościół należy do Chrystusa - Jego oblubienicy - a wszyscy biskupi, w łączności z Następcą Piotra, mają obowiązek i zadanie strzec Kościoła i mu służyć, nie jako władcy, ale jako słudzy. Papież w tym kontekście nie jest najwyższym władcą, lecz raczej najwyższym sługą - servus servorum Dei ("sługą sług Bożych"); gwarantem posłuszeństwa i zgodności Kościoła z wolą Boga, Ewangelią Chrystusa i Tradycją Kościoła; winien wystrzegać się wszelkich osobistych osądów, choć jest, z woli samego Chrystusa, "najwyższym Pasterzem i Nauczycielem wszystkich wiernych" i cieszy się "najwyższą, pełną, bezpośrednią i powszechną władzą zwyczajną w Kościele".
Przemówienie na zakończenie obrad Synodu poświęconego rodzinie 18 października 2014 r.