Pomiń ten link jeśli nie chcesz trafić na czarną listę!
  • Slider 6
  • Slider 9
  • Slider 10
  • Slider 11
Dwumiesięcznik dla młodych ciałem i duchem

Wygrane życie

Redakcja   

Giulia Gabrieli
Giulia Gabrieli
Giulia Gabrieli

"Wiem, że moja historia może skończyć się tylko na dwa sposoby. Albo otrzymam łaskę uzdrowienia... albo spotkam Pana... Oba zakończenia są przepiękne". Giulia Gabrieli, ur. 3 marca 1997, zm. 19 sierpnia 2011, mając zaledwie 14 lat.

Przekroczyć siebie

Od dziecka miała pasję do pisania, zakupów i czerpania radości z życia. Zwyczajna, nie wyróżniająca się od swoich rówieśników nastolatka, Giulia Gabrieli, urodzona w 1997 r. w Bergamo (we Włoszech). 12 lat później dowiedziała się, że jest chora na nowotwór znany jako mięsak. To koniec nadziei na zrealizowanie swoich marzeń? Nie dla Giulii. Ona widziała dla siebie tylko dwa możliwe zakończenia tej historii: "albo - mówiła - jeśli zdarzy się cud - całkowite uzdrowienie, o które proszę Pana, bo mam tyle planów na przyszłość i chciałabym je zrealizować, albo spotkanie z Panem, które jest czymś wspaniałym". Oba zakończenia były dla niej szczęśliwe.

Jej rodzice, Antonio i Sara, byli świadkami, jak ostatnie dwa lata życia ich córka przemieniła w hymn na cześć życia. Dwa lata cierpienia stały się dziękczynieniem za dar życia. "Julia, gdy dowiedziała się o chorobie, całkowicie poddała się woli Bożej - wspomina jej tato. - Bardzo dużo się modliła. Choroba została odkryta przez przypadek. Podczas wakacji, pewnego poranka Julia zauważyła, że jej ręka jest spuchnięta. Wszyscy sądzili, że to skutek ugryzienia przez jakiegoś owada. Niestety, okazało się, że to był rak, i to jeden z najbardziej agresywnych typów".

Mama Giulii zaznacza, że "choroba nie złamała młodej dziewczyny, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ugruntowała się w niej wiara i relacja z Bogiem". Julia zaczęła mówić o Bogu jako o Tatusiu, a o Matce Bożej jako o Mamusi. Pisała pamiętnik, w którym czytamy: "Otworzyłam się na Boga. Wierzyłam także i wcześniej, ale moja wiara była dziecięca. Idę na Mszę, modlę się, bo tak mi każą rodzice. W końcu zrozumiałam, dlaczego modlimy się do Boga. On jest zawsze ze mną. Zrozumiałam wiele rzeczy dotyczących wiary. Bez doświadczenia choroby chyba nie byłabym w stanie zrozumieć tych rzeczy. Może bym do nich doszła, ale na pewno potrzebowałabym więcej czasu".

Anioł pocieszenia

Tato wspomina, że nie zawsze było jej łatwo zaufać Panu i zdać się na Jego wolę. [...]

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 3(95)2023 | Wygrane życie, s. 14