Często, gdy mowa o Świętej Liturgii, słyszy się rozliczne porównania, ukazujące Mszę świętą jako coś w rodzaju uczty, spotkania - rodzinnego wręcz "obiadu". W moim odczuciu jest to coś o wiele bardziej uroczystego, wielkiego!
Gdy subtelnie, acz stanowczo zadzwoni słodki głos sygnaturki, lubię wyobrazić sobie potęgę i chwałę niebiańskiego dworu, którego właśnie ziemskim obrazem jest każda Msza. Jej cały przebieg unaocznia mi majestat bijący z Królestwa Ojca; każdy śpiew, każda złota nuta płynąca z empory, zdaje się być anielskim trącaniem strun liry albo cytry. Bez względu jednak, czy mam do czynienia z cichą, skromną Liturgią, czy najbardziej solenną, zawsze wyobraźnia podsuwa mi iście pałacowe scenerie, a to dlatego, że nie ma znaczenia, czy celebruje papież, czy szeregowy kapłan, czy na Mszy obecny jest monarcha albo prezydent, czy śpiewają szkolone tradycją starsze panie, czy słychać jedynie bicie własnego serca - zawsze obecny jest Chrystus, który ze swojej natury przewyższa wszystkie ziemskie honory. Jednak nie są to dla mnie czynniki bez znaczenia, bo skoro oczy są oknem duszy, to czym więcej będą chłonąć chwały, jaką prezentuje Kościół, tym większe łaknienie niebieskiej powstanie wewnątrz najwyższych władz ducha. Natomiast sama "techniczna" strona, tj. zabudowa zwłaszcza starszych prezbiteriów, sprawia wrażenie sali tronowej, gdzie tronuje Jedyny Bóg, mając swoje kurulne krzesło w ołtarzowej nastawie.
To wszystko pięknie się uzupełnia. Każdy gest i śpiew ma dla mnie swoją wagę, swoją cenę i jeszcze bardziej przybliża do Przedwiecznego Monarchy, a trzeba dodać, że im bardziej starożytne obrzędy, im większy stoi za rytuałami autorytet naszych przodków - tym więcej odnajduję w nich przedwiecznego sensu i prawdy.
Wgłębienie się w Liturgię porywa moją duszę. Podobnie, jak ognisty rydwan porwał proroka Eliasza, ażeby postawić go przed Bożym Obliczem, tak i Najświętsza Ofiara zdaje się być podniebną karocą przenoszącą wprost na dwór Wszechwładcy.
Jednak, jak różne są rodzaje zaprzęgów, tak i wiele liturgicznych rytów otrzymaliśmy w darze od Ojców Kościoła, świętych dawnych wieków, i pozwalając sobie na ostatnie odkrycie fragmentu pieśni mojej duszy, dodam w cichości, że nic tak mię nie uwzniośla, jak Msza trydencka, którą w darze zostawił nam Kościół poprzednich epok.