Pomiń ten link jeśli nie chcesz trafić na czarną listę!
  • Slider 6
  • Slider 9
  • Slider 10
  • Slider 11
Dwumiesięcznik dla młodych ciałem i duchem

Niezwyciężony tyfus

Redakcja   

rm-080-17.jpg
rm-080-17.jpg

Po rycersku żył, po rycersku umierał. Tak ufał swemu świętemu przyjacielowi, że powierzył mu swoje życie. A chociaż przyjaciel go nie ocalił, to nie miał mu tego za złe. Jako studenci w Rzymie zawarli duchowy pakt codziennej pamięci w modlitwie, a szczególnie podczas ofiary Mszy świętej. Później przypominali sobie o tym układzie w pisanych do siebie listach.

Krąg wtajemniczonych

Kim był o. Piotr Józef Pal dla Ojca Ma-ksymiliana Kolbego? Przede wszystkim przyjacielem, ale i "ojcem". Był pierwszym, z którym rozmawiał o Rycerstwie Niepokalanej i zachęcony jego entuzjazmem postanowił "sprzedać" tę ideę innym współbraciom. Tak powstał krąg siedmiu "wtajemniczonych", przyszłych rycerzy Niepokalanej. Zaplanowali poświęcenie zakonu franciszkańskiego Niepokalanej, które zostało zrealizowane w 1936 r. W tym samym dniu, 22 lipca 1919 r., bronili prace doktorskie z teologii, o. Pal jako 40., a Ojciec Kolbe jako 41. Następnego dnia Ojciec Maksymilian wyjechał do Polski, zaś o. Piotr pozostał w Rzymie jeszcze prawie trzy tygodnie, by w końcu też "powrócić do swojego kraju - jak pisał - by szerzyć nowy ruch dla chwały Maryi i zbawiania dusz". Jeden oddał swoje życie za współwięźnia w niemieckim obozie zagłady, zaś drugi oddał życie, by wysłuchać spowiedzi człowieka chorego na tyfus. Łączy ich heroiczna miłość do dusz, którym służyli "dla i przez Niepokalaną", by "spotkać się w niebie u Jej boku".

Tak zwyczajnie oddać życie

- Ojcze Piotrze, proszę przyjść do mojego chorego syna. On umiera i pragnie pojednać się z Bogiem.

- Dobrze, zaraz przyjdę.

Mimo późnej godziny i zmęczenia po całym dniu pracy o. Pal bez namysłu zabiera oleje święte i wychodzi. Wraca późno, ale jego serce przepełnione jest radością. Jeszcze jedna dusza została uratowana - myśli. Po 28 latach walki z Kościołem, na łożu śmierci człowiek pojednał się z Bogiem. O. Piotr podziękował Niepokalanej i nie pomyślał, że mógł się zarazić. Przebywał z chorym na tyfus plamisty. Jeden ze współbraci rano zwrócił mu uwagę:

- Ojcze, widzę na twoim habicie ślady krwi, może to od tego chorego?

- Nie, pewnie gdzieś się ubrudziłem.

- Niech ojciec na wszelki wypadek zmieni habit.

- Nie trzeba się tak martwić, nasze życie jest w ręku Niepokalanej, której oddaliśmy się całkowicie, a te znaki to tylko "kwiatki ubogich". Na pewno nic mi nie będzie. Idźmy już na nowennę ku czci św. Antoniego.

Wieczorem 13 czerwca 1947 r. zaczęły występować niepokojące objawy: gorączka i bóle. Następnego dnia z trudem odprawił Mszę świętą i mimo osłabienia zasiadł do konfesjonału. Była to jego ostatnia posługa duszpasterska. Po pojednaniu z Bogiem ostatniego penitenta współbracia zaprowadzili go do łóżka, gdyż nie był w stanie iść o własnych siłach. Nie było wątpliwości, że o. Piotr zaraził się tyfusem plamistym.

- Weźcie mój samochód i odwieźcie ojca do wspólnoty, niech umiera wśród swoich, a nie w szpitalu - powiedział bp Marco Glaser, odwiedzając chorego. Tak też się stało. [...]

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 6(80)2020 | Niezwyciężony tyfus, s. 17