Benvenuto - to po włosku "dzień dobry", dosł. "dobrze, że przyszedłeś". Takie imię otrzymał Wacław w zakonie św. Franciszka z Asyżu - i ono bardzo dobrze charakteryzuje jego osobę.
- Kogóż się bać? Pana Jezusa czy Matki Bożej? Ona jest samą dobrocią. To jakby brat jechał do ojca i matki i się bał - odpowiadał współbraciom, zapytany o lęk przed umieraniem. - Oczywiście matka i ojciec przyjmą mnie z radością. Gdybym polegał na swoich zasługach, to bym się bał, ale Miłosierdziu Bożemu się powierzam i Matce Najświętszej.
Na jego grobie widnieje krzyż, a na nim napis: Dla Niepokalanej żył, pracował, cierpiał i umarł. ś.p. Br. Benwenuty Maria Stryjewski. Zmarł 19 maja 1949 r. Przeżył lat 41, w zakonie 16.
Droga powołania
Na chrzcie świętym otrzymał imię Wacław. Od młodości chciał poświęcić się Bogu, ale przez dłuższy czas zostawało to jego niespełnionym pragnieniem. Powołanie dorastało razem z nim. Miał 10 rodzeństwa i wiedział, że rodzicom trudno jest powiązać koniec z końcem. Tym bardziej, że jego starszy brat Czesław wstąpił do pasjonistów w Przasnyszu. To było duże wyzwanie finansowe dla rodziny. Myślał, że kiedyś uda mu się dołączyć do brata. W tak licznej rodzinie od młodości pomagał w pracach na roli, a czasem pracował jako najemny robotnik sezonowy, by w ten sposób pomóc rodzicom. Mimo czasem ciężkiej pracy, nigdy nie zapominał o modlitwie, szczególnie ukochał sobie Różaniec. Ufał w pomoc i orędownictwo Matki Bożej.
Jego brat, pasjonista, zaprenumerował rodzicom "Rycerza Niepokalanej", który stał się wychowawcą dla Wacława. Choć pismo to przez wiele lat gościło w jego domu, a tam były częste ogłoszenia o przyjmowaniu na służbę do zakonu w Niepokalanowie, przez długie lata nie myślał o zakonie franciszkańskim.
Pewnego razu lektura "Rycerza" sprawiła, że postanowił napisać prośbę o przyjęcie do klasztoru. Na początku lutego 1933 r. napisał: "Pragnąc szczerze z całego serca poświęcić się Bogu i Matuchnie Niepokalanej, proszę z całą ufnością dziecięcą o przyjęcie mnie do Zakonu w grono Braci w Niepokalanowie, o co wciąż błagam Matuchnę Niepokalaną". Do listu dołączył krótki życiorys. Miał głębokie pragnienie - jak pisze - by "oddać się bez zastrzeżeń Matuchnie Niepokalanej i wieść życie w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie, wypraszać u Boga za przyczyną Niepokalanej jak największe nawrócenia się narodów pogańskich i przez całe moje życie wznosić się na wyżyny świętości".
Wacław Stryjewski wstąpił do zakonu 3 maja 1933 r., a w dniu Wniebowzięcia NMP otrzymał habit i nowe imię. Po latach zwierzył się jednemu ze współbraci: "Trzymam się tej zasady: raz obiecałeś Bogu i niech tak zostanie - Amen. Dałem mało, ale dałem wszystko i nie odbieram. Lubię konsekwencję. Niech natura krzyczy, niech wszyscy inaczej postępują, ja idę swą drogą ślubów zakonnych, zgodnie ze wskazaniem Ojca Maksymiliana. Dobrze, że mamy tu bezgraniczne oddanie się Niepokalanej. Przyrzekłem Jej - Dla Ciebie chcę się ukryć, dla Ciebie żyć, pracować i wyniszczać aż do zupełności". Od początku pragnął zostać bratem zakonnym. Cenił sobie godność brata zakonnego. "Stan ten - pisze - nie ma w sobie czegoś niewykończonego, jakby jakieś braki, lecz stanowi największą całość obrazu niczym nie zastąpionego, o swoistym charakterze piękna. Uważam, że stan Braci ma w Kościele wielką rolę do spełnienia, zwłaszcza dziś, gdy apostolstwo korzysta z nowoczesnych zdobyczy techniki. Brat zakonny jest niejako dopełnieniem kapłaństwa. I brat zakonny za wzorem Matki Bożej wszędzie towarzyszy kapłanowi w jego trudnej i mozolnej pracy".
Wzorował się na świętym
Wpatrzony w Ojca Maksymiliana, br. Benwenuty wprost wchłaniał jego konferencje i podobnie jak on pragnął poświęcić się dla sprawy Niepokalanej, dla nawrócenia i uświęcenia dusz. "Czyż może być - pyta się - jakaś dusza, a zwłaszcza oddana Maryi, obojętna na los tylu nieszczęśliwych swych braci, którzy mają to samo prawo do pieszczot i opieki Królowej Niebios? O Matko, zwróć tę nieprzeliczoną rzeszę sierot do siebie lub daj mi głos i siłę, bym mógł być słyszanym na całym świecie i wstrząsać jego posadami". Mimo słabych sił fizycznych, na pozór szarego i niepozornego życia, pracując w różnych działach: wysyłalni czasopism, administracji, infirmerii, sekretariacie i w dziale żywnościowym - swoją pracę oddawał Niepokalanej, by w ten sposób stać się Jej apostołem. Warto zaznaczyć, że był gotowy oddać swe życie w zamian za Ojca Maksymiliana. Jego podpis widnieje pod dokumentem, który 20 braci wysłało do władz niemieckich, prosząc o zwolnienie z więzienia na Pawiaku Ojca Maksymiliana, w zamian oferując swoje młode życia. Jednak Opatrzność Boża miała inne plany.
Mąż modlitwy
W chwilach wolnych od zajęć widziano go niemal zawsze w kaplicy z różańcem w ręku. Prosił za innych, nie za siebie, i tak modlił się przede wszystkim o to, by "między narodami panowała harmonijna zgoda i płonął znicz świętej miłości". Jak skuteczna była jego modlitwa może świadczyć fakt, że współbracia, a nawet ludzie świeccy, prosili go zarówno o modlitwy, jak i o porady duchowe. Modlitwa pogłębiła wielce jego życie wewnętrzne. "Może 10 lat temu - wyznał przed śmiercią - Bóg w swej wielkiej dobroci odsłonił mi rąbek prawd wiecznych. Nie była to wizja, ale całkowita świadomość rozumu, że Pan Bóg wyciąga ręce po moje grzechy, by je rzucić z miłosierdzia swego w morze niepamięci. Wówczas taka mnie radość opanowała, iż gotów byłem, jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus, wziąć na siebie wszystkie grzechy świata i z nie mniejszą ufnością iść do Boga. Jeżeli Bóg daje takie oświecenie, to człowiek poznaje w jednej chwili całą teologię i to z taką pewnością, że gotów jest oddać swe życie". Te Boże oświecenia zawarł w książce, liczącej ponad 700 stron, Ułomki prawd wiecznych w obrazach.
Ofiara cierpienia
Jego na pozór skromne życie najbardziej charakteryzuje służba przez cierpienie. Często powtarzał słowa, które przed ślubami wieczystymi do niego i jego współbraci wypowiedział Ojciec Maksymilian: "Przyjdą cierpienia, ale one są potrzebne. Nie byłoby korony bez zwycięstwa, nie byłoby zwycięstwa bez walki. Ale jeśli dusza odda się Niepokalanej, nie potrzebuje obawiać się tych doświadczeń".
Cierpienia przyszły. [...]
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 2(76)2020 | Dobrze, że przyszedłeś, s. 21