Chciał, aby go nazywano: "br. Antoni od Nadziei", podpisywał się: "Nadzieja". Dla św. Maksymiliana był zaufanym przyjacielem, dobrym kolegą, bratem w Zakonie, powiernikiem ideałów i współzałożycielem Rycerstwa Niepokalanej.
Antoni Mansi - już jako młody zakonnik był wzorem do naśladowania. Kiedy wydawało się, że Rycerstwo Niepokalanej (MI) to projekt, który nie "wypalił", pokazał, jak obumierające ziarno przynosi plon obfity. Kiedy bowiem w MI po dwóch latach od założenia nic się nie działo, to jeszcze śmierć dwóch pierwszych członków i współzałożycieli MI raczej wskazywała, że nic z tego nie będzie. Nieoczekiwanie, ci pierwsi członkowie MI już pewnie z nieba wyprosili po ludzku niewytłumaczalny rozwój maryjnego ruchu.
Obecnie Antoni jest kandydatem na ołtarze, a jego proces beatyfikacyjny został oficjalnie otwarty 8 marca 2019 r. "Módlmy się za tę duszę wybraną, ufając, że on będzie się modlić za nas - zanotował Ojciec Maksymilian - i wyprosi i nam śmierć szczęśliwą i radosną".
Nieudana biografia
Biografię "świętego kleryka" zamierzał napisać sam św. Maksymilian - podobnie jak w przypadku innych "świętych dusz", które napotkał na swojej drodze. Jednak ułożył tylko krótki i niedokończony szkic do książki. Szczerze chciał to uczynić, dlatego za zgodą przełożonych 3 czerwca 1919 r. udał się do Ravello, by podążać śladami swego przyjaciela i usłyszeć świadków jego świątobliwego życia. W rodzinnym mieście Mansich pozostał do 8 lipca.
Wieczorami Ojciec Kolbe chodził po uliczkach urokliwego miasteczka, odwiedził rodzinę Antoniego, spowiadał się u jego kuzyna, wysłuchał wspomnień wujka - kanonika miejscowej katedry i współbraci z klasztoru św. Franciszka w Ravello. [...]
Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 3(71)2019 | Z nadzieją na krótko, s. 11