Pomiń ten link jeśli nie chcesz trafić na czarną listę!
  • Slider 6
  • Slider 9
  • Slider 10
  • Slider 11
Dwumiesięcznik dla młodych ciałem i duchem

6200 kilometrów

Redakcja   

rm-066-6200-kilometrow.jpg
rm-066-6200-kilometrow.jpg

Piotr Chomicki - świecki ewangelizator, założyciel fundacji Holy Mary Team, opowiada o swoim nawróceniu i nowej drodze, na którą Maryja go powołała... W 2012 r. rozpoczął pielgrzymkę przez 14 krajów i 3 kontynenty, by dotrzeć do afrykańskiego sanktuarium w Kibeho. W sumie przez rok przeszedł pieszo...

Dlaczego postanowiłeś pielgrzymować?

Piotr Chomicki: Przez wiele lat żyłem bez Pana Boga... W pewnym momencie poczułem pragnienie pielgrzymowania do Kibeho w Rwandzie - do sanktuarium Matki Bożej Słowa. Czułem, że to Maryja mnie zaprasza. Przez dwa lata rozeznawałem, czy to pragnienie pochodzi od Pana Boga, czy też nie. Ostatecznie wyruszyłem w pieszą pielgrzymkę. Miałem tę wielką łaskę, by wyruszyć z Gietrzwałdu i dzięki opiece Matki Bożej dojść do Kibeho - to był rok budowania totalnego zaufania do Boga i Matki Bożej...

Na pielgrzymkę wyruszyłem nieprzygotowany, zarówno pod względem fizycznym, jak i finansowym. Jednak dzięki opiece Matki Bożej doszedłem, i to bez uszczerbku na zdrowiu. Tylko raz zachorowałem. W Kenii dwudniowa gorączka zmusiła mnie do zmiany planów i wybrania innej drogi. Kiedy dotarłem do Kibeho, dowiedziałem się, że w tych dniach, kiedy leżałem chory, na drodze, którą miałem pierwotnie iść, doszło do kilku nieprzyjemnych incydentów. To był dla mnie widoczny znak opieki Matki Bożej.

Samotna pielgrzymka, z różańcem w ręku, była także formą rozeznania, czy rozpocząć inicjatywę, która powstała w 2010 r., żeby stworzyć ruch ewangelizacyjny maryjny...

Dotarłem do Kibeho 7 września 2013 r. To był moment podjęcia decyzji o oddaniu się Matce Bożej na 100%. Skoro Ona przeprowadziła mnie przez trzy kontynenty - dała mi tyle siły i odwagi - stwierdziłem, że to zaproszenie Matki Bożej nie było tak na próbę, tylko na poważnie (na maksa).

Rozpoczynając działania ewangelizacyjne, musiałem przeanalizować, dlaczego odszedłem od Boga, dlaczego moi znajomi żyją daleko od Boga, dlaczego wiele rodzin - także moja - żyje praktycznie jakby Boga nie było... Owszem, obchodzi się tradycyjnie święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc), co niedzielę chodzi się do kościoła, ale nie ma w tym żarliwej wiary, nie ma takiego totalnego przyjęcia Pana Boga do naszego życia...

Innymi słowy, szukałeś jak najbardziej skutecznych form dotarcia do tzw. letnich katolików. Jakie są efekty twoich przemyśleń?

PCh: Moim pragnieniem jest, aby jak najwięcej ludzi przestało być religijnymi analfabetami (nie pozostawali tylko na etapie dziecięcej wiary w Bozię i płytkiej tradycji) i by przyjmowali Pana Jezusa na nowo. Zapragnąłem przekazać to, czego teraz sam doświadczam, że Pan Jezus daje dużo radości, jeżeli razem z Nim idziemy i razem z Nim podejmujemy wszystkie wyzwania...

Jeżeli w naszym życiu nie ma Pana Boga, to nawet mając dużo pieniędzy, wcześniej czy później i tak będziemy nieszczęśliwi... Pieniądze nie są czymś złym, są dobrem, które Pan Bóg dał, ale jeżeli pieniądze albo kariera stają się bożkiem - co sam przerabiałem w swoim życiu - to zaprzedanie się im nic dobrego człowiekowi nie przynosi [...].

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 4(66)2018 - 6200 kilometrów, s. 16