Pomiń ten link jeśli nie chcesz trafić na czarną listę!
  • Slider 6
  • Slider 9
  • Slider 10
  • Slider 11
Dwumiesięcznik dla młodych ciałem i duchem

Marta Robin

Redakcja   

rm-082-11.jpg
rm-082-11.jpg

Przyszła na świat w 1902 r. Zmarła 79 lat później. Przez 52 lata jej jedynym pokarmem był Najświętszy Sakrament.

Życie Marty Robin niemal od początku naznaczone było krzyżem. Gdy miała 1,5 roku przeszła tyfus, który na stałe zostawił w niej ślad. W wieku 16 lat zdiagnozowano u niej paraliż kończyn dolnych i górnych, a także zanik odruchu przełykania. Straciła władzę w rękach i nogach...

Wiara i cierpienie

Choroby jej nie załamały, wręcz przeciwnie, stały się początkiem drogi do świętości. Mając 20 lat, złożyła akt oddania się Bogu, w którym wyznała: "Powierzam się Tobie bez ograniczeń i bez drogi odwrotu". Kilka lat później otrzymała stygmaty, czyli ślady Męki Pańskiej na swoim wątłym ciele. Gdy wojska niemieckie przekroczyły granicę francuską, Marta oddała Bogu wzrok. Przestała widzieć i aż do śmierci przebywała w półmroku. Każdy promień światła zadawał jej ogromny ból.

Marta Robin nie mogła ani jeść, ani pić. Jej jedynym pokarmem była kon-sekrowana Hostia. Czuła obecność Jezusa już z daleka, gdy kapłan z Najświętszym Sakramentem był jeszcze na zewnątrz domu. "Miałem okazję spotkać Martę dwukrotnie i rozmawiać z nią ponad godzinę o bardzo ważnych dla Kościoła sprawach - mówił Philippe Madre ze Wspólnoty Błogosławieństw. - Najbardziej poruszył mnie widok jej samej, żyjącej w ciemności od 50 lat, nie odżywiającej się niczym innym, jak tylko Eucharystią, uniesionej przez miłość i przepełnionej miłością do Boga, której jedyną troską było wypełnienie Jego woli".

Marta dała świadectwo mocnej wiary i sensu swojego cierpienia. "Moje modlitwy, czyny, cierpienia mają tylko jeden cel: odkrywać dla wszystkich tajemnicę szczęścia, które posiadam w pełni, i dawać Boga - wszystkim i zawsze" - czytamy w jej dzienniczku duchowym.

Na miejscu Ukrzyżowanego

Urodziła się w chłopskiej rodzinie. Od dzieciństwa ukochała modlitwę różańcową, a o Maryi mówiła: "moja Mama". Gdy miała 5 lat, jej ojciec Józef zawiesił na drzwiach drewniany krzyż, bez pasyjki. Córka spytała: "gdzie jest Pan Jezus?". Ojciec na to: "tam Go nie ma", na co odrzekła: "W takim razie my tam będziemy".

5 sierpnia 1912 r. po raz pierwszy przyjęła Chrystusa w Eucharystii. Wyznała po latach: "Wydaje mi się, że Pan w chwili mojej Pierwszej Komunii świętej wziął mnie w posiadanie. Serce Jezusa zaczęło bić w moim sercu".

20 maja 1921 r. jej siostra Alicja obudziła się w nocy i, widząc zapalone światło w pokoju, spytała o nie Martę? Marta odpowiedziała: "Tak, to piękne światło, ale ja widziałam też Najświętszą Dziewicę". Było to pierwsze z objawień, które miała w swoim życiu. Po tym pierwszym mistycznym spotkaniu Marta otrzymała łaskę zdrowia, na tyle, że myślała nawet o wstąpieniu do karmelitanek. Niestety, pod koniec roku powrócił paraliż dolnych kończyn.

Leżąc w łóżku, haftowała, odmawiała Różaniec, czytała Ewangelię. W 1923 r. zamierzała pojechać na pielgrzymkę do Lourdes. Gdy jednak dowiedziała się, że inna chora parafianka też pragnie tam pojechać, ustąpiła jej miejsca. Rezygnacja z wyjazdu oznaczała porzucenie nadziei na odzyskanie zdrowia. Wtedy zrozumiała, że jest wezwana, by jako osoba świecka ofiarować swoje życie dla świata i Kościoła, w zjednoczeniu z ukrzyżowanym Chrystusem. W dzienniczku zapisała: "Dlaczego szukasz pokoju, kiedy stworzona jesteś do walki, dlaczego szukasz przyjemności, kiedy stworzona jesteś do cierpienia?".

Powołanie do cierpienia

Mając 24 lata, na trzy tygodnie zapadła w śpiączkę. [...]

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu RYCERZ MŁODYCH - 2(82)2021 | Marta Robin, s. 11